„Nasze wystawy tworzą naukowcy i osoby niewidome”
– Jakim miejscem jest WOMAI Kraków?
– To centrum nauki i zmysłów, które powstało w 2019 roku w Krakowie przy ul. Pawia 34. Jesteśmy miejscem łączącym dwa przeciwstawne światy: światła i ciemności. WOMAI, czyli tłumacząc z języka angielskiego: World Of My All Inspirations, zachęca do odkrywania świata nauki i docenienia różnorodności wśród ludzi. Część naszych wystaw tworzą naukowcy, a część osoby niewidome lub słabowidzące. Dlatego wiedza, ale i emocje, które pojawiają się podczas wizyty, są autentyczne.
– Kto jest właścicielem obiektu?
– Pomysłodawcami i głównymi właścicielami WOMAI są Agnieszka Kulik oraz Stuart Geoffrey Hall. Mowa o osobach pełnych inspiracji i ciekawych pomysłów, które w przeszłości stwierdziły, że chcą rozwinąć swoje hobby. W efekcie powstało ich ukochane dziecko, czyli właśnie WOMAI. Miejsce zrodziło się z potrzeby edukowania społeczeństwa i zaszczepiania pozytywnych wzorców. Obserwujemy wśród ludzi wciąż niesatysfakcjonujący poziom wiedzy na temat osób z niepełnosprawnościami. WOMAI ma więc misję poszerzania horyzontów oraz kształcenia postaw i emocji.
– Edukowanie to główny cel centrum?
– To klucz do budowania odpowiedzialnego, świadomego i mądrego społeczeństwa. Chcemy uświadamiać, ale jednocześnie ukazywać siłę nauki. Nauka nie musi być nudna i skomplikowana. Może pokazywać ciekawe zjawiska oraz udowadniać, że w inności drzemie siła. Wizyta w WOMAI niesie lekcję empatii oraz szacunku. Nasi goście często mówią nam, że ciemność, w którą wkroczyli w trakcie jednej z wystaw, tak naprawdę otworzyła im oczy.
– Na czym więc dokładnie polega Wystawa w stronę ciemności?
– To krótka podróż, w której trakcie gasną światła, a niewidomy przewodnik wprowadza gości do królestwa zmysłów. Pozostawiamy elektronikę za drzwiami, aby w całkowitej ciemności spędzić 50 minut, obcując jedynie z zapachami, dźwiękami, teksturami. Bodźców doświadczamy na własnej skórze. Tutaj wyobraźnia kreuje obraz tego, co niewidoczne. Uświadamiamy ludzi, jak funkcjonują osoby niewidome, i na czym polega wyostrzenie sprawnych zmysłów. Reakcje gości bywają skrajne. Zdarzają się osoby, które traktują wizytę w WOMAI jako rozrywkę, a inni czują niepokój. Są też reakcje jeszcze bardziej emocjonalne. Pojawiają się łzy, głębsza refleksja, docenienie własnego życia. Wystawa to ciekawe doświadczenie dla naszych gości, ale też przewodników. Obecnie zatrudniamy 10 osób z dysfunkcją wzroku, dla których praca stanowi ważny element codziennego życia oraz terapii.
– Co w takim razie prezentuje Wystawa w stronę światła?
– To wystaw naukowa pełna ciekawostek. W tym przypadku przewodnikami są naukowcy z różnych kierunków. Rdzeniem wystawy jest interaktywna ścieżka, która mocno odbiega od typowej wizyty muzealnej. Goście zatapiają się w świecie iluzji, magii, nauki. Prezentowane są różnego rodzaju zjawiska chemiczne i fizyczne. Tłumaczymy, czym jest dźwięk, ukazujemy grę na kieliszkach, przedstawiamy harfę laserową i interaktywne piaski. Zajmujemy się cieniem oraz kolorem. Oglądamy telefon pod mikroskopem, tworzymy mapy hipsometryczne i możemy „odbyć” podróż na Marsa z Elonem Muskiem. Musk zresztą widnieje na jednym z 10 portretów osób, które zainspirowały nas do stworzenia WOMAI. Znajduje się tam także m.in. Ignacy Łukasiewicz oraz Maria Skłodowska-Curie.
– Dla jakiego typu gościa przeznaczone jest WOMAI?
– Absolutnie dla wszystkich. Proponujemy tak szeroką ofertę, że u nas każdy znajdzie coś dla siebie. Przyjmujemy rodziny z dziećmi, ale także szkoły, grupy firmowe czy seniorów. Posiadamy tzw. team buildingi dla pracowników oraz Wystawę w stronę ciemności, ale w wersji dla dzieci. Polega ona na uczestnictwie w warsztatach sensorycznych z osobą niewidomą. Tworzymy na nich głównie tyflografiki (graficzne odwzorowanie i zaprezentowanie określonej rzeczywistości – przyp. red.).
– Ilu osób rocznie Państwa odwiedza?
– Średnio przychodzi do nas 200 osób dziennie. Oznacza to, że mowa o 60-70 tys. osób rocznie. Oczywiście wiele zależy od konkretnego dnia, danego miesiąca itp. W weekendy odwiedzają nas głównie goście indywidualni, czyli np. rodziny z dziećmi. W trakcie dni roboczych są to, z kolei grupy zorganizowane np. klasy szkolne. Jeżeli chodzi o szczytowe miesiące, to w przypadku grup zorganizowanych jest to kwiecień, maj, czerwiec, ale też listopad i początek grudnia. Z kolei goście indywidualni odwiedzają nas najczęściej w wakacje, ferie zimowe i podczas majówki.
– Ocena 4,9 na blisko 3000 opinii w wyszukiwarce Google to bardzo dobry wynik. Zwracają Państwo uwagę na recenzje gości?
– Zawsze przeglądamy opinie. Rzeczywiście na Google mamy ocenę 4,9, natomiast w serwisie TripAdvisor notę 5,0 i to przy ponad 1000 opinii. To świetny rezultat. Zawsze prosimy gości, aby dzielili się swoimi odczuciami, bo to motywuje nas do pracy i rozwoju. Oczywiście zdarzają się komentarze z pewnymi wskazówkami. Wtedy wiemy, że musimy nad czymś popracować. Zawsze istnieje margines zmian, natomiast co do zasady – cieszymy się z dobrych recenzji i dziękujemy za nie.
– Państwa obiekt to jedyne w Polsce tego typu centrum nauki i zmysłów?
– W wydaniu, które prezentujemy obecnie, jesteśmy jedyni. Oczywiście istnieją inne placówki, działające na podobnej zasadzie, lecz albo ofertą i ekspozycją zahaczają tylko o tematykę światła, albo o stronę ciemności. U nas łączymy oba obszary. Na pewno ciekawą wizytę oferuje Centrum Nauki Kopernik w Warszawie. To miejsce warte odwiedzenia.
– Ile kosztują bilety wstępu do WOMAI?
– Jeżeli chodzi o gości indywidualnych, to bilet na Wystawę w stronę ciemności kosztuje 50 zł (normalny) i 45 zł (ulgowy). W przypadku Wystawy w stronę światła cena biletu wynosi odpowiednio 55 zł i 49 zł. Oczywiście dostępne są u nas również promocje, kody rabatowe, specjalne wejścia.
– Czy utrzymują się Państwo wyłącznie ze sprzedaży biletów?
– W ponad 90 procentach jest to właśnie sprzedaż biletów. Jednak posiadamy również niewielki sklepik z pamiątkami, w którym można kupić np. rosnące kryształy czy magnesy. Prowadzimy też warsztaty wyjazdowe z ofertą edukacyjną, a od czasu do czasu pojawiają się drobne współprace.
– Jak wygląda prowadzenie tego typu biznesu w obliczu: najpierw pandemii, później inflacji i wybuchu wojny za wschodnią granicą…
– W 2019 roku, kiedy pojawiła się pandemia, rzeczywiście nie było nam łatwo. Właściciele WOMAI stanęli jednak na wysokości zadania. Pracy nie straciła wówczas ani jedna osoba, pensje wypłacano, co z perspektywy czasu należy docenić. To ważna sprawa. Jeżeli pyta Pan o to, czy łatwo prowadzi się tego typu miejsce, to odpowiedź brzmi – nie do końca. (śmiech) W Polsce ogólnie nie jest łatwo. Jako WOMAI nie jesteśmy organizacją pozarządową, ani fundacją w związku, z czym publiczne projekty i wynikające z nich dofinansowania nas nie obejmują. Jedyne wsparcie, które otrzymujemy, pochodzi z tytułu zatrudniania osób z niepełnosprawnościami. Na pewno dużym ułatwieniem finansowym jest fakt, że wszystko, co tworzymy w centrum, to efekt naszej inwencji twórczej, a następnie ciężkiej pracy.
– Czy planują Państwo otwarcie kolejnego punktu WOMAI w innym miejscu w Polsce?
– Na samym początku, zaraz po uruchomieniu centrum w Krakowie, istniały takie plany. Chcieliśmy posunąć się o krok dalej, czyli skupić się na edukacji w obszarze nie tylko bycia niewidomym, ale i niesłyszącym. Niestety pandemia przemeblowała nasze założenia i oczekiwania. W związku z tym na ten moment nie wracamy do pierwotnych założeń. Stawiamy na rozwijanie obecnego miejsca, szczególnie że w rodzących się od zera projektach, potrzebni są odpowiedni ludzie. Osoby z sercem, zapałem, ale i wiedzą. Znalezienie takich osób nie zawsze jest proste i nie wiem, czy mamy na to obecnie przestrzeń. Dlatego cały czas budujemy markę WOMAI w Krakowie. Jednak pamiętamy, aby nigdy nie mówić nigdy, bo przyszłość skrywa wiele niewiadomych.
Rozmawiał Kamil Lech