Kamil Lech: Leśny Park Niespodzianek to ogród zoologiczny, rezerwat dla zwierząt czy centrum edukacji?
Paweł Machnowski: – Biorąc pod uwagę aspekt prawny, to statusowo jesteśmy ogrodem zoologicznym. Regulują to przepisy Ustawy o ochronie przyrody (art. 67 i art. 69 – przyp. red.). Charakter naszej działalności jest jasny. Żyją tu zwierzęta, których gatunki przetrzymujemy i eksponujemy dla odwiedzających. Cały park zajmuje 15 hektarów powierzchni, jednocześnie licząc blisko 3,5 km ścieżek spacerowych. To duży areał, bardzo wymagający do utrzymania. Wokół nas znajdują się potężne, leśne strefy buforowe, które praktycznie odcinają kompleks od uciążliwego zgiełku cywilizacji. To sprzyja nam, zwierzętom oraz gościom szukającym odpoczynku.
– Od kiedy park istnieje i w jakich miesiącach jest otwarty?
– Zacznę od tego, że znajdujemy się w malowniczej lokalizacji w Beskidzie Śląskim na zboczu szczytu górskiego Równica (884 m n.p.m.). To miejscowość Ustroń w pow. cieszyńskim. Wspomniałem o malowniczym charakterze miejsca, ponieważ okoliczny teren rzeczywiście składa się z pięknego terenu leśnego z przewagą buczyny tatrzańskiej. Powstaliśmy w 2002 roku, a pierwsze prace projektowo-budowlane ruszyły dwa lata wcześniej. Przez ponad dwie dekady kompleks rozwijał się, budując swoją pozycję, dzięki czemu dziś mamy określoną renomę. Jesteśmy otwarci przez cały rok z uwzględnieniem zmiennych godzin funkcjonowania – zależnie od pory roku.

– Jakie formy atrakcji i edukacji oferują Państwo gościom?
– Jesteśmy ogrodem zoologicznym, więc staramy się eksponować zwierzęta, które doskonale sobie radzą pod naszą szerokością geograficzną. W parku żyje 30 gatunków. Mamy swobodnie przemieszczające się wśród odwiedzających muflony, daniele i alpaki. W zagrodach znajdziemy ponadto żubry, jelenie szlachetne, jelenie wschodnie. Posiadamy również drapieżniki: żbiki, jenoty, szopy pracze, a nawet świnki wietnamskie! I oczywiście w parku nie brakuje ptaków drapieżnych oraz sów, z których nasz kompleks słynie. Biorą one udział w pokazach lotów stanowiących olbrzymią gratkę dla gości.
– Zdarza się, że turyści przyjeżdżają, aby oglądnąć wyłącznie pokaz lotów ptaków?
– Myślę, że tak. Wartość pokazów jest olbrzymia, a goście lubią obserwować naturę i umiejętności ptaków. W naszym ogrodzie mieszka wiele gatunków cieszących się zainteresowaniem. To ptaki drapieżne m.in.: orzeł przedni, stepowy, aguja olbrzymia, bielik amerykański i europejski, ponadto sokół górski i stepowy, myszołów czy jastrząb. Mamy też sporo sów np. puchacza wirginijskiego i europejskiego, sowę śnieżną czy płomykówkę. Ptaki biorą udział w 30-minutowych pokazach, które odbywają się dwukrotnie lub trzykrotnie w trakcie dnia w okresie letnim. Można podziwiać lot orłów, dostojeństwo bielików lub zwinność jastrzębi. W trakcie pokazów sokolnicy opowiadają o gatunkach, uczą je rozpoznawać i przybliżają tajniki sztuki sokolniczej. To świetna przestrzeń do obserwacji oraz fantastyczna lekcja przyrody.
– Mówiąc o lekcji, na czym polega edukacyjny charakter całego parku?
– W tym aspekcie pierwszą i podstawową kwestią jest znajdujące się w sąsiedztwie sowiarnii Centrum Edukacji Przyrodniczo-Leśnej. Budynek liczy około 100 mkw. powierzchni, prezentując ekspozycje edukacyjne oraz interaktywne w zakresie dźwięków jeleniowatych. Ukazujemy tam scenki rodzajowe ze zwierzętami. W tym obiekcie goście obserwują tabele porównawcze dotyczące roślin ze świata flory, grzybów itp. Po drugie uczymy na zewnątrz. Mamy mnóstwo tablic interaktywnych na ścieżce edukacyjnej, a dzieci mogą np. pobawić się urządzeniami, w których za pomocą kostek dopasowuje się środowisko do danego gatunku zwierząt. Są też plansze pasywne, obrazy gadów itp. Posiadamy galerię drzew, a nasze pokazy lotów ptaków stanowią również formę edukacji. Obserwujemy, podziwiamy i wyciągamy wnioski.

– To miejsce dla rodzin z dziećmi czy grup zorganizowanych? Skąd przyjeżdżają odwiedzający?
– Na przełomie 23 lat zauważyłem, że nasze społeczeństwo mocno się zmieniło. Nie będę oceniał, czy na dobre, czy na złe. Sam posiadam trójkę dzieci, więc opiniowanie obecnej sytuacji byłoby skomplikowane. Na samym początku funkcjonowania ogrodu zaangażowanie szkół i placówek oświatowych było bardzo wysokie. Dwie dekady temu to rodzice wykazywali mniejsze zainteresowanie placówką. Teraz zmieniło się to o 180 stopni. Rodzice szukają ciekawych miejsc i to oni chętniej odwiedzają nasz ogród. Szkoły robią to zdecydowanie rzadziej. Mieliśmy więcej wycieczek, gdy kadra nauczycielska była zaangażowana. Obawiam się, że to problem systemowy.
– Z czego może on wynikać?
– W roku ubiegłym nie podnosiliśmy cen biletów, mimo że pomiędzy 2023, a 2024 rokiem inflacja w Polsce wyniosła 11 proc. W ubiegłym sezonie funkcjonowaliśmy więc na ujemnym przychodzie i rzeczywiście zaangażowanie grup zorganizowanych było nieco większe. Jest w tym jednak drugie dno. Kiedyś to nauczyciel zbierał pieniądze od rodziców i w drodze porozumienia decydowano o kierunku wyjazdu. Była więc większa różnorodność, kreatywność w wyborze miejsc. Dziś zebrane pieniądze najczęściej trafiają do biura podróży. To ono oferuje autokar, kierowcę, ubezpieczenie i sugeruje kierunek wyjazdu. A na czym zależy biurom podróży? Na niskich cenach, żeby jak najwięcej zarobić. W efekcie taka placówka szuka atrakcji nie zawsze najbardziej wartościowych, a tych z niską ceną. Jako że my rok temu nie podnieśliśmy stawek, to również odczuliśmy nieco większy ruch. I tak to niestety dziś wygląda.
– W takim razie, ilu gości przyjeżdża do Państwa każdego roku?
– Aby funkcjonować na odpowiednim poziomie, musimy przyjąć około 100 tys. odwiedzających rocznie. Z reguły osiągamy ten poziom, ale przyznam szczerze, że 15-20 lat temu frekwencja była wyższa. Wówczas obserwowaliśmy mniejszą konkurencję i chętniej odwiedzały nas szkoły. Teraz jest trochę inaczej. Dużo zmieniła pandemia i w tym okresie odczuliśmy sporo problemów. Zamknięto turystykę, a odbudowa pewnych wzorców zachowań i kultury wyjazdów trwa do dzisiaj. Gdyby nie druga działalność mojego wspólnika, to Leśny Park Niespodzianek nie przetrwałby tej próby.
– Znajdują się Państwo przy granicy ze Słowacją i Czechami. Jaki procent osób z tych krajów to goście parku?
– Odnotowaliśmy duży progres frekwencyjny wśród Czechów. Powód? Chorwacja stała się kosztownym kierunkiem wyjazdów dla południowych sąsiadów. Dlatego myślę, że wraz ze Słowakami stanowią około 10 proc. wszystkich naszych klientów. Tutaj zatrzymam się na chwilę i powiem o mentalności i podejściu Czechów, także w kontekście podróżowania. Np. Polacy, mówiąc, że chcą iść w góry, myślą najczęściej… o Krupówkach. Czesi, wspominając o górach rzeczywiście zamierzają pokonać wymagające szlaki i trasy. Mają energię i oczekują rozrywki angażującej fizycznie. Dla Czechów nie liczy się Legoland i inne podobne miejsca rekreacyjne. Ważny jest ruch, sport, świeże powietrze i bliskość natury. Dlatego nasz park również jest przez nich odwiedzany.
– Ile kosztują bilety wstępu do parku?
– Jeśli chodzi o cennik letni, to bilety dla gości indywidualnych w dni robocze kosztują: dorośli 50 zł, dzieci i młodzież szkolna (3-18 lat) 40 zł, studenci (do 26 lat) 40 zł, emeryci (powyżej 65 lat) 40 zł. Natomiast mówiąc o weekendach, to cena jest o 10 zł wyższa. Z kolei jeśli chodzi o bilety dla grup szkolnych i przedszkolnych to wejście dla dziecka i młodzieży kosztuje 35 zł (dzień roboczy) oraz 45 zł (weekend).
– Jak duże są koszty utrzymania kompleksu? Zakup pożywienia dla zwierząt, ale też opłata rachunków, podatków, pensje dla pracowników…
– Na pewno koszty utrzymania ogrodu zoologicznego są wyższe niż koszty utrzymania ogrodu rekreacyjnego. Zadbanie o nasze pogłowie w okresie zimowym, czyli zakup żywności np. kukurydzy, owsa itp., to koszt rzędu około 117 tys. zł. Taką kwotę wydaliśmy w ubiegłym roku. Z kolei zakup siana oraz innych materiałów wypełniających legowiska i klatki to wydatek około 20-34 tys. zł. Podatki od gruntów to koszt około 90 tys. zł. Jak widać, to olbrzymie kwoty, a przecież innych elementów uszczuplających portfel jest jeszcze więcej. Funkcjonowanie bywa skomplikowane, dlatego zawsze trzeba rozsądnie podchodzić do tematu ekonomii. U nas zarabianie dużych pieniędzy rozpoczyna się w kwietniu i trwa do września. To, co zarobimy latem, inwestujemy dalej i wydajemy na utrzymanie zimą.
– Zwierzęta niestety pewnie też chorują, co rodzi kolejne wydatki…
– Tak. Muszę powiedzieć, że korzystamy z usług wspaniałego fachowca dr n. wet. Zbigniewa Blimke, który jest dobrym specjalistą. Mamy elastyczną umowę na współpracę, dzięki czemu zawsze możemy liczyć na jakościową opiekę i preferencyjne traktowanie. Jedna zgadza się, zwierzęta chorują, co wymaga opieki specjalisty, a w efekcie generuje koszty. To kolejna składowa.
– Czy więc miejsca, takie jak Leśny Park Niespodzianek, ze względu na swój charakter, mogę liczyć na zewnętrzne wsparcie finansowe? Np. z gminy, województwa, budżetu państwa?
– Niestety nie. Jestem współwłaścicielem prywatnego ogrodu zoologicznego, więc w oczach urzędników uchodzę za tego „złego”. Niestety w Polsce od 30 lat buduje się wizerunek osoby prywatnej, jako tego niedobrego – złodzieja, cwaniaka. Oczywiście to efekt tego, że w latach 90. wielu przedsiębiorców rzeczywiście działało nie do końca uczciwie. Jednak dziki kapitalizm się skończył. Dziś największym decydentem jest system w postaci rządów. Wsparcia nie otrzymuję żadnego, natomiast bardzo dużo wydaje w podatkach… Od samego areału płacę rocznie 90 tys. zł podatku. Gdybym mógł zostawić tę kwotę w kieszeni i przełożyć ją na inwestycje, to byłbym inwestycyjnie znacznie dalej. Ale nie mogę tego zrobić i muszę regulować opłaty, jednocześnie nie otrzymując zewnętrznego wsparcia. I co ciekawe, w wielu innych publicznych ogrodach, opłacanych z naszych wspólnych pieniędzy, podatki są umarzane w całości. To pewna niesprawiedliwość, którą obserwujemy od wielu lat.
– Prywatni przedsiębiorcy niestety nie mają łatwo w żadnej branży w Polsce…
– Trudno się nie zgodzić. Obecnie ze względu na prywatny charakter działalności mógłbym starać się o wsparcie finansowe do kwoty 10 tys. zł. Procedury aplikowania wiążą się jednak z olbrzymią biurokracją. Powiem tak – jeśli do małej miejscowości, liczącej 15 tys. mieszkańców, nasz park jest w stanie przyciągnąć rocznie 100 tys. osób, to z mojego punktu widzenia, powinniśmy być traktowani, jako żyła złota dla miasta. A tak niestety nie jest.
– Problemem są rozwiązania systemowe?
– Budowanie złej narracji w Polsce o mikro, małych i średnich przedsiębiorcach skutkuje tym, że w przyszłości nadal będziemy coraz bardziej uzależnieni od światowych korporacji. Pytanie tylko, czy tego chcemy? To właśnie mali przedsiębiorcy tworzą socjologię i PKB tego kraju. Jesteśmy płatnikami podatków, inicjujemy zmiany prawne, tworzymy miejsca pracy, oferujemy konsumentom dobra i usługi. To olbrzymia wartość. Niestety obserwuję powrót do struktur socjalistycznych i rozkwit radykalizmów. A to nie jest dobre rozwiązanie dla biznesu i ogólnej sytuacji w państwie.
– Mając to wszystko na uwadze, czy kiedykolwiek myśleli Państwo o zamknięciu parku?
– Zastanawiałem się nad takim rozwiązaniem, chociaż pewnie i tak nie sprzedałbym tego miejsca. Jestem względnie zamożnym człowiekiem, więc nie stoję pod ścianą, ale sytuacja finansowa rzeczywiście bywa skomplikowana. Na szczęście bywają też momenty, które ciemne strony przykrywają światełkiem w tunelu. Opowiem pewną historię. Raz miałem taką sytuację, że szedłem ścieżką w parku i obok spacerowała 30-letnia kobieta z dzieckiem. W pewnym momencie powiedziała: „ja też tu przychodziłam, gdy byłam w twoim wieku”. Gdy to usłyszałem, to serce od razu podskoczyło mi do góry. I to są chwile, w których zdaję sobie sprawę z tego, że warto prowadzić to miejsce.

– Gdy funkcjonował Polski Bon Turystyczny, korzystali Państwo z programu?
– Nie korzystałem z bonu, bo chociaż formułą była ciekawa, to system rozliczeniowy po naszej stronie generował mnóstwo pracy. Istnieją projekty wsparcia, w których biorę udział od samego początku, ale tylko wtedy, kiedy rzeczywiście dostrzegam większy cel społeczny. Np. program z Kartą Dużej Rodziny, który jest systemem zniżek oraz dodatkowych uprawnień dla rodzin 3+. To ciekawe rozwiązanie. Do bonu miałem jednak sporo zastrzeżeń.
– Ilu pracowników zatrudniają Państwo w firmie?
– Zatrudniamy 10 osób. Oprócz tego ja i moja żona również wykonujemy obowiązki. Wygląda to tak, że szef zawsze pracuje dłużej niż 40 godzin tygodniowo. (śmiech) Taka moja dola. Natomiast jeśli chodzi o kadrę pracowniczą, to w zimie pracujemy mniej, a latem więcej. To specyfika i charakter działalności. W lecie dni są dłuższe i to również generuje więcej poświęconego czasu.
– Jak park będzie wyglądał za kilka lat?
– Leśny Park Niespodzianek prawdopodobnie będzie funkcjonował tak długo, jak długo będę znajdował się w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej. Dlaczego? Ponieważ tu naprawdę mamy dużo rzeczy do roboty i wraz z żoną staramy się wszystkiego dopilnować. Raz jestem na koparce, innym razem na wozidle. Czasami działam przy robotach ciesielskich, innym razem przy instalacjach. Wiadomo, każdy jest do zastąpienia, ale niełatwo znaleźć odpowiednią do tego osobę. Jeśli chodzi o rozwój obiektu, to od 23 lat inwestujemy duże środki w infrastrukturę (ścieżki, woliery, wybiegi) i pewnie będziemy to kontynuować. To dobry kierunek, bo turyści doceniają nasz zielony teren spacerowy. Chcemy również cały czas stawiać na edukację i poszerzanie horyzontów. To główne cele, które zamierzamy realizować.