„Otwarcie nowej atrakcji turystycznej wiąże się z wyzwaniami”

Fot. Materiały nadesłane (Leszek Mac)
– W jakich okolicznościach powstał MyMiniLand i co to za miejsce?
– MyMiniLand to świat w miniaturze, a dokładnie miniatury obiektów podkarpackich. Jesteśmy zlokalizowani w centrum handlowym Unimet Plaza przy al. Leopolda Okulickiego w Rzeszowie. Odwzorowujemy rzeczywiste elementy geografii i architektury regionu, a chodzi m.in. o dworce kolejowe, kolej, drogi, mosty, łąki, pola, rzeki, a także infrastrukturę przemysłową oraz ludzi. Nasi goście obserwują postacie podczas pracy lub odpoczynku, widzimy samochody, rowery czy łódki pływające po jeziorze. Jesteśmy jedynym stałym miejscem w Polsce, które odwzorowało zniszczony budynek Dworca Kolejowego Stacji Jasło i Stację Strzyżów. Można u nas zobaczyć obiekty przemysłowe jak np. bazę firmy Transbud, betoniarnię, pole naftowe z szybami, parowozownię itd. Makieta została przygotowana w skali H0 (skala 1:87), czyli w pomniejszeniu 87-krotnym. MyMiniLand to tak naprawdę względnie nowa atrakcja istniejąca od 1 czerwca 2024 roku. Okres wakacji był czasem testowania pomysłu. Odwiedzali nas głównie znajomi, którzy wyrażali różne opinii, wskazywali mocne oraz słabe strony obiektu.
– Testy przebiegły zgodnie z oczekiwaniami?
– Częściowo tak, a częściowo nie. (śmiech) Pewne rzeczy, których nie braliśmy pod uwagę, przysporzyły trudności. Mowa o drobnych, ale ważnych kwestiach. Np. na początkowym etapie działalności nie posiadaliśmy przy makiecie przycisków interaktywnych. Podczas pilotażu okazało się, że dzieci bardzo ich oczekują. W efekcie trzeba było je wprowadzić. Kolejny przykład – nie przygotowaliśmy podestów dla najmłodszych. Nasze makiety znajdują się na wysokości 110 cm, więc dla kilkulatków było zbyt wysoko. Nad tym również popracowaliśmy. Takich rzeczy było więcej. Dotyczyły m.in. miejsc parkingowych, ale też samego natężenia ruchu w okolicach centrum handlowego. To cenne know-how, którego człowiek uczy się doświadczając. Z rozpędem ruszyliśmy po wakacjach.

Fot. Materiały nadesłane
– Skąd w ogóle inspiracje na stworzenie takiej atrakcji?
– Mój dziadek i tato byli kolejarzami. Przez ponad 20 lat mieszkałem przy kolei i do najbliższego toru miałem jedynie 50 metrów. Ta kolej tkwiła we mnie od zawsze i tkwi do teraz. Już w młodości lubiłem pociągi – kolejki elektryczne, a wraz z upływem czasu, ta pasja się rozwijała, ewoluowała. Gdy syn miał już 5 lata, uznałem, że to dobry moment, aby go zachęcić do tego hobby. Zacząłem jeździć na wydarzenia modelarskie np. do Krakowa, Gliwic oraz Sosnowca i tam czerpałem różne inspiracje. Później dołączyłem do grupy modelarskiej. Podróże były jednak męczące i ostatecznie stwierdziłem, że czas stworzyć coś własnego, stacjonarnie. Wzorem do naśladowania była największa makieta modelarstwa kolejowego na świecie w Hamburgu – Miniatur Wunderland. Przyglądałem się jej parę lat, aż postanowiłem wybudować makietę w Rzeszowie.
– Jak długo trwały prace budowlane?
– Pod koniec 2023 roku zapadła decyzja o stworzeniu makiety, a od lutego 2024 roku zaczęliśmy wynajmować lokal. Przez około pięć miesięcy, do czerwca, łączyliśmy wszystkie elementy. Atrakcje budowałem wraz z kolegą Andrzejem Witosem z Jasła, który również dołożył do makiety swoje, autorskie elementy. Jej układ, wielkość i kształt musieliśmy zaplanować w taki sposób, aby zostawić odpowiednią przestrzeń i swobodę ruchu dla zwiedzających.

Fot. Materiały nadesłane
– Z jakimi trudnościami musi mierzyć się przedsiębiorca, który otwiera taką atrakcję?
– Na początku podstawowa kwestia dotyczy znalezienia odpowiedniego miejsca. Trzeba się nieźle orientować w cenach, lokalizacji i charakterze użytkowym danego obiektu, aby nie wpakować się w kłopoty. Podpowiem, że warto podpytać innych najemców w okolicy, czy to odpowiednia przestrzeń na prowadzenie tego typu działalności. My tego… nie zrobiliśmy i trochę żałujemy. (śmiech) Druga kwestia dotyczy znalezienia solidnej agencji marketingowej, która da impuls do reklamowego działania. W końcu trzeba poinformować gości, że istniejemy i zapraszamy do odwiedzin. Kluczowe jest również dysponowanie odpowiednimi środkami lub ich pozyskanie np. w formie kredytu czy pożyczki. To nie jest prosty temat. Trzeba posiadać wiedzę z obszaru finansów, opracowywania biznesplanu, wypełniania wniosków itp. Sami poprawialiśmy biznesplan… czterokrotnie. Wyzwań jest więc bardzo dużo.
– Z jakimi instytucjami trzeba się kontaktować, aby zdobyć informacje formalne, wsparcie finansowe, wiedzę know-how?
– Korzystaliśmy z Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego i przyznam, że dzięki temu logistyka poszła nam dość sprawnie. Jednocześnie żałujemy, że nie uzyskaliśmy żadnych dotacji zewnętrznych, które następnie moglibyśmy wykorzystać przy tworzeniu atrakcji. Otrzymaliśmy jedynie pożyczkę ze środków unijnych. Jest ona jednak zwrotna. Zadbanie o fundusze to kluczowa kwestia.
– Mówiąc o finansach, budowa takiego miejsca to kosztowna inwestycja?
– Stworzenie MyMiniLandu kosztowało kilkaset tysięcy złotych. Jeśli ktoś decydowałby się budować takie miejsce od zera, to musi liczyć się z wydatkiem tego rzędu. Po makiecie jeżdżą pociągi np. z ośmioma wagonami. Cena jednej sztuki to około 6-7 tys. zł. Mamy też tabor samochodowy, którego pojazdy wykonano ręcznie. Jedna sztuka może kosztować około 400-500 zł. Sumując wiele mniejszych kwot, łącznie mamy do czynienia z dużym wydatkiem. Mimo wszystko, w kontekście modelarstwa i konstruowania, pieniądze nie są aż tak dużym problemem. Większy kłopot stanowi brak czasu. Makiety nie buduje się przez miesiąc. Miniaturowy świat, który posiadamy w MyMiniLandzie, tworzony był przez około pięć lat! To więc czasochłonna operacja i duże wzywanie logistyczne.
– Czy przy realizacji projektu zabiegał Pan o pomoc np. Polskich Kolei Państwowych (PKP) lub innej instytucji?
– Na początku nie mieliśmy takiego pomysłu, więc w efekcie kontaktu nie nawiązaliśmy. Teraz jednak w głowach pojawiły się nowe rozwiązania. Chcemy, aby na naszej makiecie mogły się reklamować różne firmy i organizacje. Chodzi m.in. o zamieszczanie billboardów z logiem przewoźników kolejowych czy utworzenie taboru samochodowego w barwach firm kurierskich. Na makiecie mogłoby też pojawiać się budynki z reklamami dużych lokalnych firm lub przedsiębiorstw takich jak stacje paliw. Będziemy dążyć do rozwoju w tym kierunku i kontaktować się z potencjalnymi partnerami. Oczywiście PKP również do nich należy.
– Jak przebiegają klasyczne odwiedziny MyMiniLandu?
– Oferujemy dwie opcje do wyboru. Pierwsza dotyczy zwiedzania przeznaczonego dla osób indywidualnych – np. rodzin z dziećmi, modelarzy, osób chcących dowiedzieć się jak wyglądała infrastruktura kolei. Tutaj podziwiamy makietę, opowiadamy o jej budowie, tworzeniu itp. Druga opcja to wizyta grup zorganizowanych. W tym przypadku mowa nie tylko o zwiedzaniu miniaturowego świata, ale też o warsztatach modelarskich. Poziom trudności zajęć dostosowujemy do wieku i możliwości danej grupy. W tym przypadku czas odwiedzin MyMiniLandu to nawet 3 godziny.
– Zainteresowanie atrakcją rośnie?
– Na szczęście tak! Obecnie średnia miesięczna frekwencja wynosi około 300 osób. Z miesiąca na miesiąc ten słupek rośnie, co bardzo mnie cieszy. Ludzie dowiadują się o nas głównie za sprawą poczty pantoflowej oraz reklam internetowych np. na Facebooku. Jeśli chodzi frekwencję, która była dla mnie zadowalająca, to jest to około 700 osób miesięcznie. Dzięki takiemu poziomowi odwiedzalności mógłbym opłacić pracowników, utrzymać obiekt i myśleć o rozbudowie. To mój cel na 2026 rok.

Fot. Materiały nadesłane
– Ile kosztują bilety wstępu do MyMiniLandu?
– Ceny są zróżnicowane. Wejście jednorazowe dla osób indywidualnych to koszt 30 zł (osoba dorosła) i 25 zł (dziecko). Mamy też opcję: rodzina 4+ i w takiej sytuacji bilet kosztuje 20 zł od jednej osoby. Z kolei dla grup zorganizowanych cena biletu wynosi: 20 zł oraz kolejne 25 zł w przypadku decydowania się na warsztat modelarski. Te zajęcia polegają na zapoznaniu się z technikami modelarskimi, a efektem prac są indywidualne dioramy. To minimakiety z zielenią, figurkami czy budynkiem. Uczestnicy wychodzą od nas z własnymi makietami i zapałem do dalszego działania.
– Zatrudnia Pan pracowników?
– Dla gości indywidualnych MyMiniLand jest otwierany w weekendy, a dla grup zorganizowanych w tygodniu. Dlatego na ten moment obsługą obiektu zajmuję się wraz z żoną. Oczywiście mamy szersze plany na rozwój – otwieranie miejsca przez cały tydzień – i w nich uwzględniamy pracowników, ale to melodia przyszłości. Cały czas uczymy się biznesu i branży.

Fot. Materiały nadesłane
– Jak więc może wyglądać ta melodia przyszłości, jeśli chodzi o budowanie marki?
– Szukamy kolejnych lokalizacji na rozwój makiety. Rozmawiamy z galeriami w Rzeszowie. Na początku, gdy rozglądaliśmy się za odpowiednim miejscem z dużym natężeniem ruchu, to odpychały nas potencjalne koszty najmu. Ponadto trudno było wyjaśnić przedstawicielom galerii, jak w praktyce będzie wyglądać atrakcja. Teraz mamy już gotowy koncept, określony ruch i możemy pochwalić się atrakcyjnym miejsce, w związku z czym łatwiej będzie nam nawiązać relację np. z jakimś kompleksem handlowym. W perspektywie długoterminowej chcielibyśmy stworzyć makietę, w której miasto Rzeszów będzie przedstawione w pełnej okazałości. Do tego chodzi mi po głowie przygotowanie miniaturowego świata podrzeszowskiego lotniska w Jasionce. Oczywiście mierzymy siły na zamiary, więc plany będziemy realizować w odpowiednim rytmie. Wierzymy jednak, że uda się stworzyć kolejne ciekawe miejsce z silną i rozpoznawalną marką.
Rozmawiał Kamil Lech
CZYTAJ TAKŻE: Rozmowa z Zenonem Dańdą, prezesem Parku Rozrywki Sabat Krajno w Krajnie-Zagórzu