Na początku maja 2023 roku, czyli już za tydzień rusza w Seaworld Orlando pierwszy na świecie surfingowy rollercoaster.
Deska surfingowa to raczej elitarny sport i to nawet nie poprzez koszt zakupu samej deski, ale poprzez dostępność określonych miejsc nad oceanem, gdzie można na takiej desce posurfować. Cóż, niektórzy mają szczęście mieszkać nad oceanem, tym czy innym, inni mogą dużym nakładem sił i środków sobie pojechać w takie miejsca, ale jest jeszcze cała rzesza zwykłych zjadaczy chleba, którzy ani sobie deski surfingowej nie kupią, ani nie pojadą nad ocean by skosztować radości z surfingu.
Ale spoko, właściciele Seaworld Orlando właśnie otwierają atrakcję, która pozwoli zaznać radości z surfowania wszystkim, którzy tylko wyłożą trochę dutków za wstęp i nie będą się bali z niej skorzystać.
Mowa o Pipeline, najnowszej kolejce górskiej, która zostanie udostępniona gościom parku już lada chwila, a pozwoli im zaznać spadku z wysokości ponad 33 metrów i poczuć każdy spadek i zakręt, jakby naprawdę sunęli po falach oceanu. A wszystko to dzięki innowacyjnym dynamicznym siedzeniom, które zapewnią niezrównaną swobodę ruchów. Maksymalna prędkość tej kolejki to 96 km/h, a jej długość wynosi 900 metrów.
Tor tej kolejki wygląda jak typowy tor stalowego rollercoastera. To co Pipeline różni od innych górskich kolejek to nietypowy wózek mający kształt deski surfingowej. Uczestnicy stoją na długiej desce przypięci do specjalnie zaprojektowanych uchwytów i rzeczywiście mogą mieć wrażenie, że surfują po falach oceanu.
Oto jak reklamuje swój nowy rollercoaster Seaworld Orlando:
“Poczuj niesamowitą moc oceanu w zupełnie nowy sposób na Pipeline, pierwszej w swoim rodzaju kolejce surfingowej. Poczuj pęd płynący z wysokości 110 stóp i poczuj się jakbyś naprawdę płynął na falach, dzięki innowacyjnym dynamicznym siedzeniom, które zapewniają niezrównaną swobodę ruchów. Poczuj niesamowity dreszczyk emocji dzięki dodaniu tej siódmej kolejki do Coaster Capital w Orlando.”
Tym samym Pipeline dołączy do sześciu innych rollercoasterów znajdujących się w tym parku.
Na Mancie z podwieszanymi wózkami nie zdecydowałem się 12 lat temu jechać i obserwowałem ją z dołu, za to drugi, czyli Krakena, wspominam do dzisiaj. Tak to opisywałem w ówczesnym magazynie Interplay:
(…) Zaczynamy od jednego z dwóch dostępnych w Sea Worldzie rollercoasterów. Nazywa się Manta i zamontowano go, nie bez kozery, nad ogromnym akwarium z płaszczkami. W czasie gdy ja podziwiam urodę płaszczek pływających na wyciągnięcie ręki, kilka osób z grupy decyduje się na ekscytującą przejażdżkę, tym bardziej, że czas oczekiwania jest krótki ok. 10 minut. Manta to ciekawa giga górska kolejka, w której podróżuje się w pozycji półleżącej, na podwieszonym fotelu. Trwająca niecałe dwie minuty jazda może spowodować zawał serca, o czym skrzętnie ostrzega z głośników obsługa. Karkołomne zjazdy, pętle i korkociągi wydają się nie mieć końca, a dodatkowo w pewnym momencie jedziemy prawie nosem po wodzie. Krzyki przerażenia co rusz dobiegające z tego rollercoastera kontrastują ze spokojnie wylegującymi się w pobliskim bajorku żółwiami z Galapagos (…)
(…) Drogę do orek zagradza nam jednak kolejny rollercoaster – Kraken. Daje się namówić na przejażdżkę. Już na pierwszym zjeździe żałuje decyzji. Większość czasu zamykam oczy. Prawie pionowe spadki i niesamowicie zakręcone pętle oraz fragment w podziemnym tunelu rejestruje z na wpół przymkniętymi oczami. Jak byście zobaczyli potem moje zdjęcie zrobione automatycznie na pierwszym spadku, popłakalibyście się ze śmiechu, jak moi koledzy. Koledzy, chłe, chłe. Zobaczymy komu będzie do śmiechu jak wydam książkę o ich przygodach w Orlando? (…)
Val B.