„Piosenka w Polsce liczy ponad 100 lat, dlatego zasłużyła na Muzeum”

Fot. Materiały przesłane (dr Jarosław Wasik)
– Od kiedy istnieje Muzeum Polskiej Piosenki i jakim jest miejscem?
– Muzeum jest samorządową instytucją kultury, finansowaną nie przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a przez Miasto Opole. Instytucja powstała w 2009 roku. Jestem dyrektorem Muzeum od 2013 roku, a trzy lata po objęciu przeze mnie tej funkcji udało mi się doprowadzić do otwarcia ekspozycji stałej dla zwiedzających. Znajduje się ona w Amfiteatrze Tysiąclecia, a dokładnie pod jego widownią. Uczestniczyłem w dość skomplikowanych procedurach, jakimi było m.in. zaprojektowanie ekspozycji, przeprowadzanie przetargów publicznych, wybór firm, kompletowanie kadry. Utworzenie ekspozycji kosztowało 7 mln 700 tys. zł. Obserwując dzisiejsze ceny rynkowe przy różnych inwestycjach i fakt, że niektóre obiekty powstają za bagatela 180 mln zł, widać, że nasza kwota była bardzo przyzwoita, szczególnie że Muzeum Polskiej Piosenki ma charakter multimedialny.
– Muzeum to miejsce, do którego się wchodzi i ogląda np. eksponaty. U Państwa jest podobnie?
– Na początku wyjaśnijmy – nie opowiadamy gościom jedynie o historii opolskiego festiwalu, a o historii polskiej piosenki. Nie jesteśmy też leksykonem. Przedstawiamy jedynie rys historii polskiej piosenki, bo gdybyśmy chcieli ująć wszystkie, nie tylko kluczowe informacje, potrzebowalibyśmy 10-piętrowego budynku. (śmiech) Pamiętajmy, że piosenka w Polsce liczy ponad 100 lat. W naszych murach goście mogą podziwiać zbiory, oglądać wystawy, a także uczestniczyć w spotkaniach z artystami, twórcami i przedstawicielami muzyki. Do tego oferujemy edukację w ramach warsztatów (np. Mała Akademia Instrumentów) czy zajęcia edukacyjne (np. Rytmolandia czy Ale wokale!). To oczywiście skrót, bo trudno w kilku zdaniach opisać całą działalność.
– Jak wyglądają zbiory Muzeum i z czego się składają?
– Na wstępie powiem, że przeciętne polskie muzeum pokazuje jedynie 10 proc. swoich zbiorów, a reszta znajduje się… w magazynach. Dzieje się tak ze względu na ograniczoną przestrzeń, politykę zarządzania zbiorami czy troskę o ich… wytrzymałość. Wiele eksponatów np. z papieru, które powstały w PRL-u, są wątpliwej jakości. Dla ich dobra pokazujemy skany, a oryginały przechowujemy w magazynach. Posiadamy kilkanaście tysięcy zdjęć wykonanych przez profesjonalnych fotografów, ale i amatorów. Moim zdaniem najistotniejszą kolekcją jest zbiór około 270 zdjęć Marka Karewicza, który fotografował branżę muzyczną przez wiele dekad. Dysponujemy również fotografiami autorstwa m.in. Andrzeja Tyszki czy Jerzego Stemplewskiego. Co ciekawe, zdjęcia z lat 60. są znacznie lepszej jakości niż te z lat 80. Wszystko przez cyfrowy zapis, który z upływem czasu wszedł do użytku. Nasi goście odwiedzając ekspozycję stałą, mogą zobaczą także: nagrody, kostiumy, instrumenty, rękopisy, płyty, plakaty i gadżety. Dla odbiorców szczególnie ważne są wspomniane kostiumy.
– Z czego to wynika?
– To realne przedmioty, które należały w przeszłości do danego wykonawcy. Na początku miałem dystans do tej dziwnej fascynacji, ale zaakceptowałem ten stan rzeczy. Posiadamy wiele wyjątkowych kostiumów należących m.in. do: Trubadurów, Majki Jeżowskiej, Anny Jantar, Izabeli Trojanowskiej, ale też… Tedego czy Kamila Bednarka. Ostatnio menedżerka Jerzego Połomskiego przekazała nam całą kolekcję pamiątek po artyście – od plakatów, przez płyty, magnetofony do albumów. Doceniamy ten gest, który potwierdza, że dla dobra kultury warto oddać cenne pamiątki do naszego muzeum. Wojciech Młynarski jeszcze za życia odręcznie napisał teksty swoich piosenek specjalne dla nas. To również niezwykle wartościowe świadectwo. Żyjemy w przekonaniu, że autorzy trzymają gdzieś kartki ze słowami piosenek, ale w praktyce to rzadkość. Dlatego dbamy o to, aby ich rękopisy zostały utrwalone na wieki. Mamy więc w zbiorach, przede wszystkim dzięki kochającemu artystów Arturowi Wolskiemu, teksty napisane specjalnie dla nas np. przez Korę Jackowską, Janusza Kondratowicza, Bogdana Olewicza, wspomnianego Wojciecha Młynarskiego czy innych twórców. Rękopisy przekazali nam również żona i syn Jonasza Kofty oraz Agata Passent, córka Agnieszki Osieckiej.
– Ile wystaw rocznie pojawia się w Muzeum?
– Kilka razy w roku organizujemy wystawy czasowe. W 2024 roku przygotowaliśmy ważną wystawę o kompozytorze Jerzym Wasowskim – „Wasowski. Artysta czy rzemieślnik?” Mieliśmy także monograficzną ekspozycję o Urszuli Sipińskiej, która przekazała nam mnóstwo pamiątek. To zresztą jedna z niewielu artystek, która gdy powiedziała, że kończy karierę, to rzeczywiście ją skończyła. Tuż po pandemii zrealizowaliśmy wystawę „Nawijaj”, na której zaprezentowaliśmy kolekcję kaset z polskim hip-hopem ze zbiorów Jakuba Grędy. W tej chwili pracujemy nad wystawą utalentowanego grafika Grzegorza „Forina” Piwnickiego, który projektuje okładki płyt m.in. dla O.S.T.R. czy Mroza.
– Organizujecie także Państwo spotkania z artystami…
– Piosenki tworzą głównie twórcy, a nie wykonawcy. Wykonawcy po prostu je popularyzują, dlatego staramy się podkreślać rolę wszystkich stron. Gdyby nie kompozytor i autor, to nie byłoby piosenki. Dlatego na całej naszej ekspozycji i przy każdym naszym materiale wideo widnieją nazwiska twórców. Niestety media je bagatelizują. We wszystkich talent show, które de facto korzystają z twórczości artystów, nawet nie wspomina się o autorach utworów.

Fot. Facebook/MPP
– Czy w Muzeum można łączyć edukację z zabawą?
– Naszą ambicją jest edukacja. Gdy otrzymaliśmy dofinansowanie unijne, zbudowaliśmy Edukacyjne Studio Nagrań, w którym organizowane warsztaty cieszą się dużą popularnością. Młodych ludzi trudno dziś zaskoczyć, bo każdy nosi komputer w kieszeni, czyli smartfon. Jednak dostać się do studia nagrań nie jest łatwo, dlatego obserwujemy, że dzieci to uwielbiają. To jak odkrywanie czegoś nowego. W studio można nagrywać, pobudzać pasje, obcując z muzyką i sprzętem. Na ekspozycji stałej od początku posiadamy budki nagraniowe, czyli miejsca przypominające połączenie „budki telefonicznej” z karaoke. Można w nich nagrać własną wersję wybranej piosenki. Mamy też lustra wirtualne, dzięki którym goście przebierają się w cyfrowe kostiumy gwiazd. Łączymy więc zabawę z edukacją.
– Kto jest najczęstszym gościem Muzeum? Rodziny z dziećmi, studenci, grupy szkolne?
– Najwięcej zwiedzających stanowią seniorzy oraz dzieci. Ale oczywiście zdarzają się różne grupy w tym m.in. rodziny, pary i osoby indywidualne. Goście grupowi przyjeżdżają do nas głównie z województwa śląskiego, dolnośląskiego i mazowieckiego. Indywidualnie mamy odwiedzających z całej Polski – od Elbląga przez Wrocław po Przemyśl. Przyjeżdżają do nas również obcokrajowcy np. Czesi, Niemcy, Hiszpanie czy Chińczycy.

Fot. Facebook/MPP
– Jak wygląda roczna frekwencja?
– Odwiedza nas około 40 tys. osób rocznie, co jak na średniej wielkości miasto jest świetnym wynikiem. W tej grupie są także goście, dla których realizujemy około 350 lekcji muzealnych i warsztatów. Oczywiście z roku na rok staramy się poszerzać grono odbiorców, lecz pamiętamy, co jest dla nas najważniejsze – jakość, która ukryta jest w piosenkach. Bo u nas najważniejsze są właśnie piosenki, czyli niematerialna część dziedzictwa.
– Czy trzeba interesować się muzyką i kulturą, by odwiedzić Muzeum?
– Niekoniecznie, a na pewno nie w sposób drobiazgowy. W naszym obiekcie istnieje ścieżka zwiedzania, ale nie namawiamy, by kierować się wyłącznie jej przebiegiem. Czasami warto być elastycznym, szczególnie gdy preferujemy konkretny gatunek muzyki lub okres w dziejach polskiej piosenki.

Fot. Facebook/MPP
– Zarządzanie tego typu instytucją to wyzwanie? Z jakimi problemami boryka się Pan na co dzień?
– Napotykam problemy typowe dla każdego zarządzającego, nie tylko instytucją kultury. To m.in. rosnące koszty pracy czy koszty energii elektrycznej. Nasze Muzeum jest miejscem, które w 100 proc. zasilane jest prądem, dlatego jego cena ma bezpośredni wpływ na funkcjonowanie instytucji. Obecnie wydajemy miesięcznie kilkadziesiąt tysięcy złotych za samą energię elektryczną! W zeszłym roku ustawodawca nakazał nam oszczędzać energię, więc aby zrealizować wytyczne, musieliśmy zamknąć Muzeum… na półtora miesiąca! To było jedyne rozwiązanie.
– W jaki sposób utrzymuje się Muzeum?
– Główną składową budżetu jest dotacja Miasta Opola. Drugi element to wpływy z biletów. Trzeci aspekt związany jest z wynajmowaniem przestrzeni oraz sprzętów. Wynajmujemy drobne rzeczy np. fortepian czy inne instrumenty. Kolejna kwestia – sprzedaż pamiątek. Mamy też warsztaty, które generują przychody. Gdybym otrzymał dotację o 1,5 mln zł większą niż zazwyczaj, to wiedziałbym, co zrobić z pieniędzmi. Mimo wszystko w trudnych czasach trzeba umieć sobie radzić i wydaje mi się, że wychodzi nam to całkiem dobrze. Mam nadzieję, że rok 2025 będzie lepszy dla kultury i oczywiście dla naszego Muzeum.
Rozmawiał Kamil Lech
CZYTAJ TAKŻE: Rozmowa z Martą Krzyżek-Siudak, założycielką i właścicielką Żywego Muzeum Obwarzanka w Krakowie