Obiekt ten uznaję za najpiękniejszy w Polsce. Co wpłynęło na taką ocenę? Można by odpowiedzieć trywialnie – całość. Ale całość to szczegóły i detale. Na niewielkim 1-hektarowym terenie leżącym na obrzeżu byłej fabryki dywanów stworzono swoistą perełkę.
Teren jest ogrodzony z szeroką panoramą na góry, zaś z tyłu widać fabryczny komin. Alejki wyłożone okrągłymi plastrami impregnowanego dębu wiją się wśród zadbanych trawników i niskiej zieleni. Dużo kompozycji kwiatowych. Część modeli pod dachem w gustownym pawilonie z małą gastronomią. Piękne fotele i stoliki. Do dyspozycji zwiedzających parasole z własnym logo do użycia, tak w czasie upałów, jak i słoty. Do nabycia piękny przewodnik po parku, mnóstwo własnych widokówek i drobniejszego formatu wydawnictw. Prawie wszystko w dwóch językach: polskim i niemieckim. Do dyspozycji zwiedzających przewodnicy, aż w sześciu językach.
Nie ma tutaj żadnych urządzeń rozrywkowych ani nawet automatów sprzedających. Jest tylko historia w wysublimowanym klimacie.
Modele są w razie szarugi podświetlane, co czyni je równie pięknymi, a może i bardziej niż przy słonecznej pogodzie. Tabliczki opisowe jedyne w swoim rodzaju czyli wycięta drewniana mapa Dolnego Śląska. Są tutaj co prawda tabliczki „nie ruszać obiektu”, ale nie ma tych typu „nie deptać zieleni”. Czuć oddech historii, a jednocześnie zwiedzający czują się swobodnie. Nie ma tutaj nic z atmosfery muzeum.
Pewnym niewielkim mankamentem jest przejazd przez teren fabryki dywanów, ale moim zdaniem jest to dodatkowa atrakcja, chociaż zakład jest już nieczynny.
Położenie
Kowary (niem. nazwa Schmiedeberg – Kopalnia Kowali) położone są w południowo – wschodniej części Kotliny Jeleniogórskiej u podnóża Karkonoszy i Rudaw Janowickich. Od południa osłonięte są Grzbietem Lasockim będącym częścią obniżenia Mysłakowickiego. Do granicy z Czechami na przełęczy Okraj jest stąd 6 km, zaś do Jeleniej Góry 15 km.
Założenie osady datowane jest na rok 1158, przy czym pierwsza wzmianka pisemna pochodzi z roku 1355, a od 1392 Kowary stały się terytorium dziedzicznym królów Czech. Aż do roku 1650 miejscowość związana była z górnictwem rud żelaza i kowalstwem.
Po drugiej wojnie światowej w latach 1948-72 wydobywano tutaj rudę uranu.
Po upadku kopalni zaczęła się era sukiennictwa. W roku 1856 uruchomiono największą w ówczesnej Europie Fabrykę Dywanów Smyrneńskich, którą rozbudowano w latach 1969-1976 czyli za czasów PRL jako zakład państwowy. Kowary kojarzone są więc głównie z dywanami i z klasycystycznym ratuszem z lat 1786- 89, którego model znajduje się oczywiście w Parku Miniatur.
Park Miniatur
14 sierpnia 2003 to oficjalna data otwarcia parku. Znalazło się w nim osiem miniatur. Dzisiaj są już 42 modele a powstaje kilka innych. Na ukończeniu jest wrocławski Ratusz. W sezonie zatrudnionych jest tutaj 45 osób po sezonie 12. Park posiada własną pracownię zatrudniającą absolwentów szkoły rzemiosł artystycznych w Cieplicach (dzisiaj dzielnica Jeleniej Góry).
Modele wykonywane są ze styroduru. Pokazywany jest każdy szczegół, tak drzwi, jak i okien czy dachów, murów i rzeźb. Z wnętrza bazyliki mniejszej opactwa cysterskiego w Krzeszowie wydobywa się muzyka organowa.
Dolny Śląsk posiada 740 obiektów klasy „0”. Takim bogactwem nie może poszczycić się żaden inny region w Polsce.
Niezwykła też jest historia tej ziemi, która do Polski włączona została dopiero w 1945.
Wśród 42 modeli znajdują się kościoły, zamki, pałace, ratusze, domy, wieże a nawet schroniska czy obserwatorium na Śnieżce.
Znajdują się tutaj też dwa modele obiektów leżących poza granicami Polski czyli ratusz w Goerlitz i zamek Vrchlabi w Czechach, bowiem Dolny Śląsk znajduje się też częściowo w tych krajach. Park posiada też swoje logo trochę wydawałoby się dziwne, gdyż w jego środkowym polu znajduje się pies – jamnik.
Piaseccy
Jest ich czworo. Marian (1949), Małgorzata (1960), Lumpi (rok ur. nieznany) jego córka Kaja (2006). Stanowią nierozłączny zespół. Wiklinowy model Lumpiego w ilości 10 sztuk jest ozdobą parkowych trawników.
Spotkali się w roku 2000 w Berlinie. On „góral karkonoski” z Karpacza, ona góralka z Rajczy w Beskidzie Żywieckim. Połączyła ich wielka miłość i tęsknota za Ojczyzną. Marian miał już wtedy w głowie sprecyzowane plany powrotu, odłożony kapitał. Projektem parku miniatur zaraził Małgosię. Marian pochodzi z inteligenckiej rodziny. Ojciec był architektem, matka nauczycielką. Ukończył Technikum Radiowe w Dzierżoniowie potem studiował w Wyższej Oficerskiej Szkole Radiotechnicznej w Jeleniej Górze. Ze względów zdrowotnych przerwał w niej naukę, by wylądować we Wrocławiu na studiach.
W drugiej połowie lat siedemdziesiątych wyjechał do Berlina. Tam studiował na Uniwersytecie Technicz- nym. Stał się specjalistą techniki zabezpieczania reaktorów atomowych. Dużo podróżował służbowo i prywatnie. Pięć razy był w USA dwa razy w Kanadzie, zwiedził różne zakątki Europy. Podróże te i po- czynione obserwacje przydały mu się potem przy urządzaniu parku miniatur. Przed powrotem do kraju miał swoje biuro inżynierskie w Berlinie i ukochaną Małgosię.
Logo
Wiosną 2004 roku Pan Marian, będąc na okolicznej stacji benzynowej przygarnął zbłąkanego jamnika. W tym samym czasie kowarski Park Miniatur odwiedził również Teleexpress. W trakcie nakręcania reportażu obchodząc wszystkie modele kamerzysta dotarł do miniatury starówki jeleniogórskiej, przy której zapragnął ruchomego obiektu uświadamiającego widzom prawdziwy rozmiar miniatur. Wtedy to Pan Marian przepuścił przygarniętego jamnika przez uliczkę Marii Konopnickiej. Lumpi dumnie przeszedł przez Bramę Wojanowską.
Program ten emitowany był również w telewizji TVP Polonia, która to oglądana jest na całym świecie. „Teleexpress” obejrzały również dzieci polskich architektów z Toronto w Kanadzie, które narysowały pieska stającego w Bramie Wojanowskiej wysyłając go do Kowar. Obraz ten tak bardzo spodobał się Panu Marianowi, że postanowił wykorzystać go do logo Parku. Tak to właśnie przygarnięty piesek stał się logiem tej unikalnej atrakcji turystycznej regionu Dolnego Śląska.
Karpacz odmówił
Z swoim pomysłem przyjechał do Karpacza, gdzie się wychował. Tu przy ulicy Parkowej naprzeciw kościoła chciał stworzyć Tivoli Karpacza. Radni i burmistrz nie chcieli jednak projektu, tym bardziej że chciał nie tylko teren, ale by miasto wykonało ogrodzenie i alejki.
Odprawiony z kwitkiem z Karpacza nie zraził się. Z pomocą finansową swojej mamy kupił teren obok kowarskiej dywanówki. Mama też uświadomiła mu, że jego pomysł „Europy w miniaturze” ma tutaj na miejscu, na Dolnym Śląsku. Świątynia Wang dla Norwegów, domki tkaczy dla Czechów, domy tyrolskie dla Austriaków, Szwajcarkę dla Szwajcarów, cerkiewkę w Sokołowie dla Rosjan, kościół garnizonowy dla Szwedów no i oczywiście budowle niemieckie. Przez pierwsze pięć lat zaciskał pasa. Bez kredytów i pożyczek. Brakowało nawet na podatek gruntowy. Był jednak optymistą. Znał wyniki badań rynku turystycznego Sudetów. Wynikało z nich, że region ma wielki potencjał i bogate tradycje turystyczne.
Początkowo pokazywał miniatury bezpłatnie
Przełomem okazało się 10 zł wręczone mu przez znajomą dyrektorkę szpitala, która zobligowała go do pobierania opłat. Gdy obrócił pierwszym milionem zadzwonił do niej z podziękowaniem. Jednak rozgłos uzyskał dzięki festiwalowi filmów komediowych w Lubomierzu (tu kręcono „Samych swoich” z Kargulem). Zaprezentował tu 8 miniatur. Była telewizja, prasa i radio. Turystów przybyło w rekordowym tempie rok 2006 – 30 tys., 2007 – 70 tys., 2008 – 195 tys., 2009 – 230 tys. Współpracuje z bazą hotelową całego obszaru kotliny jeleniogórskiej.
Turystów przybywało w rekordowym tempie
Na Dolny Śląsk przyjeżdża rocznie około 2,5 miliona turystów, a do parku tylko trochę ponad dwieście tysięcy. Gdyby pozyskał jeszcze trochę terenu mógłby pokazać miniatury całego Dolnego Śląska.
Na razie prezentuje te miejsca, z których wzrokiem można dojrzeć Śnieżkę (Schneekoppe). Tutaj jest też jego mała ojczyzna (Heimat). Mirosław Górecki burmistrz Kowar twierdzi, że Marian jest konsekwentny i uparcie dąży do celu. Miasto jest bardzo zainteresowane jego działalnością i będzie go wspomagać w jego zamierzeniach chociażby poprzez fakt, że nie będzie mu przeszkadzać.
Innej pomocy raczej mu nie udzieli bowiem są pilniejsze potrzeby, a park miniatur to komercja. Sam Marian mówi, że jest co robić, ale podchodzi do tematu jak długodystansowiec trzymając cały czas równe tempo. Budujące jest to, że mimo wściekłych ataków biurokratów na przedsiębiorców oraz przedziwnych regulacji prawnych tworzonych taśmowo przez kolejne Sejmy są tacy ludzie jak Piaseccy, którzy na przekór temu stworzyli naprawdę coś wspaniałego na bardzo wysokim poziomie.
Całej czwórce długich lat życia, chociaż Lumpi już trochę niedosłyszy.
Eugeniusz Wiecha
Interplay 3/2010