Animacje: nawet czekanie w kolejce może być atrakcją. Arlena Hamdi z Animatrii o tworzeniu emocji [ROZMOWA]

„Tworzymy emocje” – piszą o sobie na stronie internetowej, ale ich pracy nie da się zmieścić w jedynie dwóch słowach. Animatria to firma, która zajmuje się organizacją animacji. Są wszędzie tam, gdzie jest przestrzeń na pozytywne emocje oparte na zabawie i relacjach między ludźmi. Działają w największych parkach rozrywki, hotelach, bawialniach, w placówkach edukacyjnych, ale też na prywatnych przyjęciach urodzinowych: tych u gwiazd znanych z ekranu, i tych za ścianą u twoich sąsiadów. O tym, jak budować tam dobre emocje, także od strony biznesowej, rozmawiamy z Arleną Hamdi, założycielką i właścicielką Animatrii.

Arlena Hamdi / Animatria

Fot. Arlena Hamdi / Animatria

Łukasz Jadaś: Jak zaczęła się Pani historia z animacją? To profesja wyuczona w szkole lub na studiach?

Arlena Hamdi: Absolutnie nie. Jestem z zawodu prawniczką, ale w zawodzie nigdy nie pracowałam. Firmę założyłam jeszcze w trakcie studiów. W międzyczasie musiałam odbyć praktyki w sądzie i to jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że praca prawniczki zdecydowanie nie jest dla mnie. Jestem jednak uparta i zdecydowałam, że studia skończę i tak. Nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. 

Pożegnałam Uniwersytet Warszawski z uśmiechem na twarzy, ale do tego zawodu nie wróciłam. Raczej nie widzę siebie w pracy za biurkiem. Odkąd weszłam w ten świat animacji i eventów, takiego bardzo dynamicznego życia, to prawo przestało być już dla mnie czymś atrakcyjnym. 

Jak więc powstała Animatria? 

Bardzo prosto. Przez wiele lat byłam animatorką. Zaczęło się w liceum. Znajome prowadziły warsztaty naukowe dla dzieci. W ten sposób zaczęły sobie zarabiać. Pomyślałam wtedy, że przecież ja też lubię dzieci, zawsze miałam z nimi dobry kontakt. Byłam w rodzinie i wśród przyjaciół znana jako pierwsza osoba, która sama zgłasza się do opieki nad dziećmi. Stwierdziłam, że skoro lubię to robić, to dlaczego nie spróbować? 

Zaczęłam dorabiać w weekendy pracując dla firm, które zajmowały się animacją. Na początku prowadziłam imprezy urodzinowe czy animacje weselne. Potem zaczęły się coraz większe projekty, a w pewnym momencie podjąłem decyzję, że pora założyć własną firmę, bo moja praca przestała być wystarczająca. Początkowo pracowałam z jedną osobą, później z kolejnymi. I tak po nitce do kłębka zbudowałam zespół. Ten zespół przerodził się właśnie w Animatrię. W tym roku Animatria obchodzi już 10. urodziny.

Po nitce do kłębka powstała firma, która dziś obsługuje rodzinne imprezy organizowane przez rząd.

To prawda. Jest trochę tych dużych firm z fajnymi logotypami, z którymi pracujemy, i którymi możemy się pochwalić, ale nie tylko. Mnóstwo jest też mniejszych współprac, z których jesteśmy bardzo dumni.

Ile osób pracuje teraz w Animatrii?

W biurze pracujemy w szóstkę, ale największy jest oczywiście nasz zespół animatorek i animatorów. Mamy zespół warszawski, krakowski, wrocławski oraz hotelowy. 

Warszawski zespół liczy w tej chwili ponad 30. animatorów. W zespołach krakowskim i wrocławskim mamy ok. 6 osób. najbardziej pokaźny jest zespół hotelowy. To prawie 300 osób z wielu miejscowości w całym kraju. Są to osoby pracujące na terenie nie tylko całej Polski, ale także za granicami. W kids clubach, hotelach, parkach rozrywki, w szkółkach narciarskich. W okresie zimowym działamy np. w Alpach. Nie mamy z tym problemu, bo „nasi” ludzie są rozsiani po całym kraju.

Jakie korzyści daje współpraca z animatorami, np. w parku rozrywki?

Zacznijmy od tego, że do parku rozrywki jedzie się po to, żeby… mieć rozrywkę, w stu procentach. Z roku na rok mamy wokół siebie, jako ludzie, coraz więcej różnego rodzaju bodźców. Gościom, którzy przyjeżdżają do parku razem z dziećmi, żeby sobie odpocząć, złapać oddech czy przeżyć coś fajnego, przestaje wystarczać to, że będą mieli rollercoaster, kolejkę, park wodny. 

Jest potrzeba doświadczenia czegoś więcej. I to już od momentu wejścia, a wręcz od momentu, w którym ktoś przyjedzie i zaparkuje swoje auto. Już wtedy można mu zapewnić wyczekiwane, nowe bodźce.

Kluczowe staje się już samo przywitanie gości na terenie parku. Przywitanie nie przez kogoś w garniturze, tylko przez osobę, która faktycznie złapie z nimi dobry, luźny kontakt. Przede wszystkim z dziećmi. Animator może ułatwić rodzinom wejście do nowego miejsca. Parki rozrywki są świetne, natomiast nie każde dziecko po wejściu na ich teren będzie miało otwartą głowę i natychmiastową radość z tego, że będzie mogło korzystać z atrakcji. Dziecko może poczuć się przytłoczone bodźcami, które czekają na miejscu. Zadaniem animatora jest oswojenie dzieci z nimi.

Zaczyna się np. od maskotek czy artystów, którzy od samego wejścia zaskoczą dzieci czymś fajnym, bez osaczania ich, a potem będą towarzyszyć w dalszej podróży przez park. Goście oczekują tego, że kiedy będą stać w kolejce do rollercoastera, spacerować albo jeść posiłek, to również zamieni się to w coś niestandardowego.

Zwyczajny spacer czy wspólny obiad na mieście to pomysł na przyjemny weekend, zwykłą sobotę. Natomiast w parku rozrywki większość rodziców oczekuje, by dziecko doświadczyło czegoś wyjątkowego.

Animatria

Fot. Animatria

A przy okazji bardziej “polubiło się” np. z maskotkami w parku.

Co ma z kolei ogromne znaczenie marketingowo-sprzedażowe. Tworząc brand hero parku, tworzymy całą historię. Tworzymy bohatera, z którym dziecko będzie zawsze kojarzyło nasze miejsce. A skoro będzie kojarzyło go z fantastycznymi przeżyciami, to w następnej kolejności będzie chciało zabrać do domu maskotkę, która będzie przedstawiała tego bohatera, albo kolorowankę z tym bohaterem w roli głównej. 

To może być side effect prowadzenia parku rozrywki, ale przy odpowiedniej skali i liczbie gości, staje się to fajnym zasileniem budżetu.

Efekt animacji to oczywiście nie tylko maskotki. W pewnym momencie do naszego dużego parku rozrywki czy małej bawialni może przyjść klient i powiedzieć: “słuchajcie, zrobimy u was Dzień Dziecka, bo nie dość, że macie fajne atrakcje, to też fajnych animatorów, którzy nam zrobią indywidualne warsztaty”. Pod kątem sprzedażowym, dla potencjalnych współpracowników i partnerów, którzy zamówią usługę w danym parku, animacja też ma więc ogromne znaczenie.

Cenne jest też poszerzenie oferty parku i zwrócenie uwagi na to, żeby na scenie, która została postawiona na terenie parku, nieustannie coś się działo, a nie żeby stała pusta i nudziła gości. 

W Polsce rzeczywiście tak to działa?

Animacja to coś, co w Polsce przez wiele lat raczkowało. W wielu miejscach raczkuje nadal i jest traktowane po macoszemu. Nadal spotykam się z podejściem do animacji na zasadzie „jakoś to będzie”. A tymczasem dobrze wyprowadzone animacje i dobrze zrobiona usługa potrafi naprawdę przynieść bardzo dużo korzyści. Wzorowym przykładem jest Energylandia.

Mieliśmy okazję współpracować z Energylandią. Potem park zbudował już własny, wewnętrzny zespół animatorów. Wspaniale wspominam tę współpracę i osoby, które były odpowiedzialne za program artystyczny. Historie maskotek, stroje, scenariusze wydarzeń specjalnych, wakacyjnych czy świątecznych – to wszystko było i jest do dziś fantastycznie dopracowane w każdym najmniejszym detalu. Takiego podejścia brakuje w wielu innych miejscach nie tylko w Polsce, ale i całej Europie.

To odczuwa się też z perspektywy rodzica, który odwiedza park razem z dziećmi. Jeżeli animatorom chce się pracować i wiedzą, co mają robić, a nie jest to po prostu przypadkowe postawienie człowieka, który mówi „baw się dobrze”. Niestety, są miejsca, gdzie działa to taki sposób. Posłużę się wymyślonym przykładem. 

Dajmy na to, że maskotką parku jest delfin. Przypadkowo zatrudniony student, który chce sobie dorobić na wakacje, jest zatrudniany, by w tymże kostiumie delfina stał w parku i zabawiał dzieci. Może się okazać, że będzie w tym świetny. Ale jeżeli ten deflin nie ma żadnej historii, nie ma większego sensu i głębi, to nie będzie miało to przełożenia na odbiór przez gościa, który chce przeżyć coś fajnego. Dziecko nie będzie już chciało zabrać do domu maskotki czy kolorowanki, bo postać takiej maskotki będzie wydawać się tylko tłem dla całego przeżycia.

Podobnie to działa zresztą w hotelach. Obsługujemy hotele, w których pod animacja jest najważniejszym elementem oferty dla dzieci. Hotele, których oferta została przemyślana i zbudowana z myślą o animacji, robią to naprawdę świetnie. Natomiast w wielu miejscach animacja wciąż jest też traktowana na zasadzie „rodzice chcą, no to im dajmy”.

Dlaczego zatem animacja bywa traktowana tak niedbale?

Największym problemem, zarówno parków rozrywki, jak i hoteli w Polsce, jest to, że chcielibyśmy mieć jak najwięcej za jak najmniej. Chcemy czerpać wzorce z miejsc na Bliskim Wschodzie, które w branży są bardzo dobrze znane ze swojej oferty. Polscy goście dobrze znają i chwalą bogate programy animacji w hotelach np. w Egipcie. Problem w tym, że chcemy, żeby u nas było tak, jak jest tam, ale nie do końca chcemy za to płacić.

Jeżeli faktycznie chcemy wynieść nasze animacje na wyższy poziom i w ten sposób podbić sprzedaż albo wzmocnić wizerunek naszego miejsca, to trzeba o tym myśleć szerzej niż tylko „mieć animacje” i odhaczyć temat. 

Clou sprawy to poważne podejście do programu. Tak robi się to w Energylandii. Pod kątem jakości oferty jest to naprawdę wysoki poziom. Wiele obiektów w kraju mogłoby patrzeć i się uczyć. Trzeba jednak mieć tę świadomość, że to inwestycja, która kosztuje.

 A może można zrobić to wszystko samodzielnie?

Tak, dobra animacja może być zrealizowana bez zatrudniania profesjonalnej firmy. Trzeba jednak pamiętać, że generalnie animacja wydaje się łatwa, gdy patrzy się na nią z boku. Znam jednak osoby, które musiały zrezygnować z tej pracy z powodów zdrowotnych.

Rekrutacja pracownika do takiej pracy nie jest łatwa. Nie chodzi o to, że chcę robić reklamę swojej firmie czy całej branży animacyjnej, ale jednym z ogromnych plusów współpracy z firmą animacyjną jest to, że nie trzeba się przejmować tym, że ktoś złamie nogę albo po prostu nie pojawi się w pracy, bo… zmieni zdanie albo znajdzie sobie inne plany na ten dzień. To nie żart. W tej branży, szczególnie w pokoleniu, które wchodzi na rynek pracy, jest to nagminne.

Da się jednak zbudować własny, wewnętrzny system animacji, czego dowodem jest wspomniana już Energylandia. Potrzeba do tego jednak poważnego podejścia. Energylandia zrezygnowała z firm podwykonawczych, ma za to cały zespół z wieloma osobami odpowiedzialnymi tylko za poszczególne elementy animacji: poszukiwanie osób, stroje, scenariusze itd.

Ten park patrzy na to perspektywicznie. Jeżeli jednak komuś nie zależy na perspektywie np. ponad 10-letniej, bo ma inny pomysł, plan na biznes albo działa na mniejszą, inną skalę, to oczywiście łatwiej jest zatrudnić firmę animacyjną niż budować cały, szeroki zespół taki jak ma Energylandia. Nie każdy musi tworzyć firmę animacyjną wewnątrz swojego parku rozrywki czy hotelu.

Znalezienie osoby, która „przyjdzie i wejdzie” w strój i rolę maskotki, nie jest trudne. Natomiast znalezienie osoby która zbuduje tę maskotkę opierając się na historii brand hero, to już inny temat.

Disneyland ma swoich „gotowych” bohaterów i historie brand herosów, ale Energylandia takich nie miała.

Energylandia nie miała swoich bohaterów na tej samej zasadzie, na jakiej miał Disney, ale stworzyła ich samodzielnie. 

Każde dziecko wie, że w Energylandii jest Energuś, jego cała rodzinka i przyjaciele. Myślę, że jeżeli zapytalibyśmy dzieci o inne parki rozrywki, to miałyby trudności ze wskazaniem takiego bohatera. Są parki, które mają maskotki świetnie przygotowane przez zewnętrzne firmy, ale są one albo nieumiejętnie wprowadzone, albo nie są prowadzone w ogóle: tylko tyle, że są. Tymczasem w mojej ocenie mogłoby to zdecydowanie zmienić obraz takiego tego obiektu. 

Tymczasem Energylandia zrobiła to najlepiej w Polsce Dlaczego? Bo mają od tego kompetentnych ludzi.

Tym zagadnieniem zajmują się specjaliści od brandingu, którzy stworzą bohatera, jaki będzie będzie odpowiadał danemu miejscu. Nie polecam tworzenia maskotek „dla funu”, na zasadzie: jesteśmy nad morzem, więc zróbmy fokę. To ma taki sens „bazarkowy”. Owszem, “coś” będzie, natomiast czy to “coś” spowoduje, że dziecko będzie chciało wrócić w to miejsce, bo tam jest foka? Niekoniecznie. Jeżeli ta foka nie będzie miała historii, jeżeli nie będzie to kontynuowane np. welcome packiem, jeżeli ta foka nie będzie miała charakteru i nie będzie jej widać w social mediach, to nie będzie to brand hero marki. Będzie to po prostu zwykła maskotka. Od tego są mądrzy ludzie, którzy potrafią to zrobić tak jak w Energylandii.

Energuś

Fot. Energylandia

Załóżmy, że właściciele parku lub innego centrum rozrywki chcieliby wprowadzić do siebie animacje. Jak wygląda pierwsza rozmowa z firmą, która oferuje takie usługi? Jak się przygotować i od czego zacząć?

Od sprecyzowania oczekiwań. Brak konkretnych oczekiwań to błąd, który pojawia się najczęściej. „Chcę animację” i kropka. Animatria działa od 10 lat, więc ja dzięki kilku prostym pytaniom jestem w stanie w stu procentach ustalić, co dany klient chce osiągnąć.

Czy te animacje mają być po to, żeby coś zmienić w parku czy hotelu? Czy chodzi o witanie gościa, żeby wejście na teren parku stało się bardziej efektowne?

Pracujemy z Rabkolandem i tam, zanim jeszcze otworzą się wrota do parku, goście już ustawiają się w kolejce. Połączonymi siłami naszych animatorek i animatorów Rabkolandu powodujemy to, że dzieci stojące w kolejce cierpliwie czekają na wejście. Każdy rodzic wie, że czasami bywa ciężko, by dzieci spokojnie ustały do momentu, aż będzie można zacząć się bawić. Prostym zabiegiem, jakim są pokazy taneczne i artystyczne, sprawiamy, że dzieci nie wychodzą z kolejki, nie rozbiegają się, nie tracą cierpliwości.

To jeden z powodów, dla których parki decydują się animacje, ale mogą być ich setki. Czy naszym celem jest rozładowanie kolejek? Czy może naszym celem – jako zarządcy aquaparku – jest zapewnienie atrakcji i rozrywki na basenie z falą, między momentami, gdy ta fala się odbywa? Wszystko zależy od miejsca i potrzeb. W pierwszej kolejności musimy więc jasno sprecyzowany cel współpracy z animatorami.

 Rabkoland

Fot. Rabkoland

Wspomniała Pani o współpracy z animatorami Rabkolandu. Animatorzy Animatrii mogą dołączyć i współpracować z ekipami parku?

Tak, jak najbardziej. Nie ma z tym najmniejszego problemu. Bardzo zależy nam na budowaniu dobrej współpracy, więc zawsze podkreślamy, by w takiej sytuacji przede wszystkim dobrze podzielić obowiązki i dobrze się komunikować. 

W historii zaledwie kilka razy zdarzyły nam się sytuacje, kiedy pojawił się nieco negatywny stosunek do naszych animatorów, na tle dostępu do materiałów potrzebnych do pracy zakupionych przez hotel. Dlatego zawsze dbamy o to, żeby gładko wejść w taką współpracę. Staramy się zapewnić, jeżeli jest taka możliwość, by osoby pracujące przy animacjach mieszkały razem, żeby po prostu dobrze im się razem żyło. To też np. kwestia wspólnego sprzątania po pracy. Może się wydawać, że to trywialne sprawy, ale nawet tak drobne detale trzeba dogadywać, by potem nie było niejasności. Wtedy taka współpraca będzie zawsze na pewno świetna. Każdy musi wiedzieć, co jest w gestii biura, a co animatora, i w jaki sposób np. ustalać

Zawsze dbamy o to, żeby w umowie z klientem było określone, na jakim poziomie klient z naszym animatorem może ustalać drobnostki. Np. zmiana kolejności rzeczy w planie to dla nas żaden problem. Problemem jest już np. zmiana merytoryki planu. To już trzeba ustalić z biurem.

Dla przykładu, jeżeli klient zechce zamiast warsztatu zrobić warsztat mydlarski, który jest kilkukrotnie droższy, może się okazać, że nagle musimy znaleźć i kupić materiał, który zamiast 5 zł kosztuje 100 zł. Z biurem trzeba ustalać też plan pracy z danym animatorem. Zdarzały się sytuacje, gdy klient próbował indywidualnie umawiać się z daną osobą, a potem wychodziły przez to nieporozumienia.

Jeżeli mamy już ustalone oczekiwania i podział obowiązków, to co dalej?

Jeżeli rozmawiamy z profesjonalistami, to po poznaniu celu animacji firma będzie już wiedzieć, jak działać i jakich narzędzi użyć, by spełnić podane oczekiwania. 

I tu powiem rzecz bardzo niepopularną z perspektywy zlecającego: fajnie jest podać budżet.

Spokojnie. Nie chodzi o to, by wiedzieć, “ile można z klienta wyciągnąć” i jak najmniej w tej cenie zaproponować. Chodzi o oszczędność czasu dla wszystkich i skrócenie czasu ofertowania. Oszczędzamy sobie wielu godzin i dni na przygotowanie i analizę oferty. Jeżeli klient mówi nam na wstępie, że ma na ten cel 50 tys. zł, to nie będziemy przygotowywać oferty za pół miliona, która później pójdzie do kosza.

Klient nie będzie nie marnował czasu na analizowanie czegoś, co w ogóle nie będzie miało prawa się wydarzyć. Budżet trzeba więc mieć w głowie i go podawać, chociażby w zarysach.

A zatem na początek potrzebne są cele, budżet i zasady współpracy. O czym jeszcze trzeba pomyśleć?

Trzeba pamiętać, że animacje wiążą się ze ściąganiem ludzi do pracy, co często wiąże się z potrzebą noclegu, wyżywienia. Energylandia czy Rabkoland o tym wiedzą i takie miejsca są zapewnione. Czasami, jeżeli park położony jest bliżej większych aglomeracji, jak Warszawa, Gdańsk czy Poznań, nie jest to konieczne, ale w wielu przypadkach potrzeba zapewnienia noclegu i wyżywienia staje się bardzo istotna.

Kolejna kwestia do dojazd. Współpracowaliśmy np. z Majalandem pod Warszawą. Park leży blisko Warszawy, ale komunikacja nie jest najprostsza. Trzeba więc zorganizować animatorom taki dojazd. Oznacza to konieczność przygotowania się na koszt, jaki wiąże się np. z wynajęciem busa, dopłatą za paliwo czy zorganizowaniem transportu we własnym zakresie.

To są takie kwestie, o których często się nie myśli. Przecież co to za filozofia dojechać na miejsce pracy? Tymczasem to naprawdę JEST filozofia. Ważne jest, żeby zachować komfort pracy. 

Znowu posłużę się przykładem Energylandii. W okresie wakacyjnym artyści i animatorzy pracują tam dość długo. Po skończonej pracy animator musi mieć jeszcze ma czas na przebranie się, uporządkowanie stanowiska. To wiąże się z tym, że czasem, nawet jeżeli jest zorganizowany autobus dla animatorów, to może się okazać, że tego zaplanowanego nawet autobusu już nie ma, bo odjechał, kierowca skończył pracę itd.

To są niuanse, które – także z perspektywy naszej jako osób, które rekrutują animatorów – mają ogromne znaczenie.

W obiektach, które w ramach swojej działalności oferują noclegi, jest o to łatwiej?

W hotelach rzeczywiście bardzo często jest tak, że animatorzy mieszkają na ich terenie. Teraz pojawił się jednak trend, by animatorów lokować w zewnętrznych obiektach, bo jest to tańsze.

Rozumiem to, ale perspektywie czasu może się okazać, że nie są to oszczędności. Jeżeli nasz animator traci godzinę przerwy w ciągu dnia na to, żeby pojechać do obiektu i z niego wrócić, to nagle się okazuje, że musimy weryfikować kosztorysy i podwyższać cenę. W takiej sytuacji animator zamiast 8 godzin pracy ma 9 godzin pracy. Nie wystarczy więc, że miejsce noclegu jest schludne i czyste, skoro transport zabiera zbyt dużo czasu.

My mamy świadomość, że animacja w bardzo wielu miejscach jest dodatkową rzeczą. Dla hotelu bardziej istotne jest to, czy piekarnia zdąży dowieść chleb na śniadanie dla gości. Jeżeli jednak ktoś decyduje się na zatrudnienie firmy zewnętrznej, która zajmie się w stu procentach animacją, to musi się liczyć z tym, że tych kilka niezbędnych punktów, o które prosimy, należy zapewnić.

Jeżeli o tym wszystkim pomyślimy, to wtedy można już zapomnieć, że te animacje w ogóle istnieją, i zająć się czytaniem pozytywnych opinii, w Google, że atrakcje w naszym obiekcie są wspaniałe.

W Polsce mamy coraz więcej aquaparków. Co z nimi?

Wodne parki rozrywki w Polsce mają absolutnie niewykorzystany potencjał. Mamy świetne parki i duże baseny, ale tylko nieliczne potrafią przygotować naprawdę atrakcyjną ofertę. My od kilku lat pracujemy z Warszawianką.

Mają świetne zaplecze i robimy tam Dni Dziecka. To się fenomenalnie sprawdza. Oni dobrze wiedzą, czego potrzebują. Mają np. inną grupę docelową niż parki rozrywki i nie potrzebują rozwijać oferty w kierunku gościa takiego, jaki przyjeżdża do parku. Rozwijają się za to pod kątem prowadzanych przez siebie swoich zajęć i stałych klientów, którzy na pływalnię przychodzą regularnie. 

Animatria

Fot. Animatria

Pytanie, czy inne miejsca tego typu nie są rozwijane, bo nie mają takiego pomysłu, czy też z powodu kosztów?

Pamiętajmy, że jest mnóstwo sposobów na animacje w wodzie. To nie tylko joga czy aqua aerobic. Mamy swoje rozbudowane autorskie programy. Możliwości jest bardzo wiele, możemy np. uczyć i wspólnie tańczyć bachatę na plaży.  Bo może nie wszyscy się ze mną zgodzą, ale w akurat takich parkach rozrywki często bardziej sprawdzi się animacja dla dorosłych, niż dla gościa dziecięcego. 

Robiąc takie animacje we Włoszech mam w kilka minut mnóstwo osób, które chcą ze mną bawić się i tańczyć. W Polsce brakuje nam trochę takiego moodu Morza Śródziemnego, trochę się jeszcze wstydzimy, ale powoli się to zmienia. Warto inwestować w ten potencjał.

Trzeba też pamiętać, że praca w aquaparkach wiąże się z odpowiednim doborem pracowników. Do prowadzenia animacji w basenie nie wyślę osoby, która np. nie czuje się komfortowo pracując w bikini czy spodenkach, a takie stroje basenowe są zwykle wymagane z przyczyn higenicznych, sanepidowskich czy po prostu praktycznych.

Współpracujecie z dużymi firmami, ale czy np. sala zabaw w mniejszej miejscowości też może się zgłosić do Animatrii?

Nie szufladkujemy klientów w żaden sposób. Robimy imprezy i za 300 zł, i za 500 tys. zł. Realizujemy też animacje np. na niewielkie przyjęcia urodzinowe dla dzieci. Niezależnie od tego, czy animacji szuka ministerstwo na Dzień Dziecka, aktor czy aktorka na prywatne urodziny maluchów, a może nasza sąsiadka na małe przyjęcie weselne – nie ma to żadnego znaczenia. Może to być park rozrywki i pięciogwiazdkowy resort, ale też podwórko przy domu.

Kluczowy jest tylko budżet, który warto określić od razu. Jeżeli ktoś ma np. 4 tys. zł na animacje przez dwa miesiące wakacji, to od razu będziemy wiedzieć, co w tej kwocie możemy zaproponować, a nie będziemy na próżno wymyślać rozbudowanych programów codziennej animacji z piana party.

Czas realizacji też jest do ustalenia i zależy od wielu warunków. Zdarzyło nam się o 22:00 przyjąć weselne zlecenie na godzinę 14:00 następnego dnia.

Czy praca animatorów jest ewaluowana albo monitorowana? Działa np. coś w rodzaju „tajemniczego klienta”?

Monitorujemy tę pracę na kilka sposobów. Po pierwsze zdalnie, np. przez wysyłanie zdjęć lub raportów z miejsca pracy. Po drugie robimy kontrole na miejscu. Lubimy pojawiać się bez zapowiedzi w miejscach, w których pracujemy. Często sama pojawiam się tam incognito. Z uwagi na to, że firma jest dość duża, to z osobami które jadą do pracy, znają się event managerki, ale  ja mogę pozostać anonimowa. Nigdy nie mówimy, kiedy wizyta nastąpi. Jedziemy po to, by spojrzeć neutralnym okiem na sytuację i zobaczyć realną interakcję z gościem. I przedstawiamy feedbacki w zależności od tego, jak ta praca idzie. 

Naszym obowiązkiem jest obserwowanie pracy osób, które rekrutujemy. Pozostajemy też w stałym kontakcie z naszymi klientami. Zawsze nalegamy, by nawet najmniejsza wątpliwość była otwarcie zgłoszona i przedyskutowana. Jeżeli są uwagi lub zalecenia, prosimy o nie jak najszybciej, bo będziemy w stanie szybko zareagować. Bardzo wiele rzeczy da się rozwiązać krótką rozmową na samym początku. 

Trzeba zaznaczyć, że zastrzeżenia nie muszą wynikać z braku umiejętności czy złej woli animatora. Czasami są to sytuacje losowe, życiowe. Wtedy działamy nie tylko z myślą o kliencie, ale także o animatorze, który np. z powodu nagłej, trudnej sytuacji rodzinnej nie może pracować. W tym celu pracujemy też z animatorami i mamy narzędzia, które mają im ułatwić pracę i np. radzenie sobie w różnych, niespodziewanych czy trudnych sytuacjach. Żyjemy w świecie, który nie jest zerojedynkowy, więc zdarzają się różne trudne tematy: i po stronie animatorów, i klientów.

Animatria

Fot. Animatria

Animatria działa już od 10 lat, a w tym czasie na rynek weszło nowe pokolenie pracowników, o którym regularnie piszą w alarmistycznym tonie portale internetowe. Czy rzeczywiście pokolenie Z pracuje inaczej?

Widzę różnicę. Dużo zmieniło się od chwili, kiedy to ja zaczynałam pracę i gdy pracowałam ze swoimi rówieśnikami.

To, co jest teraz największym problemem, o którym mówią wszyscy, i z którym zgadzam się w stu procentach: wielu młodych pracowników ma wyłącznie oczekiwania, a od siebie daje minimum.

Jeżeli więc chodzi o trudności, to jest największa plaga. 

Podczas ostatnich ferii zimowych działało z nami wiele osób do 30 roku życia. Dowiadywałam się, że w innych firmach współpraca nie za bardzo im wychodziła, Choć animacyjnie pod kątem merytorycznym radzili sobie świetnie, to pod kątem roszczeniowości było źle. Takie osoby były po czwartej, piątej firmie. U nas też spędzają np. pół roku, bo tyle jesteśmy w stanie naciągnąć nasze struny. Później rozstajemy się, mimo że animacyjnie są świetne. Przez roszczeniowość nie jesteśmy w stanie funkcjonować dłużej w takim układzie.

Nie brzmi to zbyt optymistycznie.

Jednocześnie mogę jednak zasiać tu ziarno nadziei. Bo mam wrażenie, że nowe pokolenie wchodzące na rynek dzieli się na dwie skrajności. Z jednej strony jest ta wspomniana grupa, a z drugiej – świetnie funkcjonujące młode osoby, które chcą dać z siebie tyle, że czasami nawet jest nam po prostu głupio.

To, że zmieniają się oczekiwania wobec pracodawców, to pozytywne zjawisko. Młodzi ludzie widzą, że nie muszą pracować przez 15 godzin dziennie za 10 zł za godzinę. Natomiast młodzi pracownicy muszą nauczyć się elastyczności. Czasami brakuje wśród młodych ludzi realnego spojrzenia na sytuację i spokojnego posłuchania tego, co dzieje się wokół.

Jeżeli na przykład klient miał zaopatrzyć animatora w materiały na warsztaty, ale nie zrobił tego, to oczywiście jesteśmy w stanie temu zaradzić. Nie stanie się jednak tak, jak często oczekiwałby często młody animator, że klient rzuci wszystko w swoim hotelu i pobiegnie dla niego do sklepu plastycznego.

My mamy z naszymi animatorami bardzo partnerskie relacje. Dla nas podstawą jest animacja. Jeżeli była dobrze robiona, jeżeli ta osoba chciała dalej współpracować, to byliśmy w stanie zacisnąć zęby i przymknąć oko na roszczeniowość. Jeżeli jednak dochodziło do zakończenia współpracy, to bardzo, ale to bardzo często zdarza się tak, że te osoby wracają do nas za pół roku czy za rok. Nagle okazuje się, że jednak mieliśmy w wielu sprawach rację.

Zdarzało się, że słyszałam wtedy od nich „przepraszam”. Są też oczywiście tacy, którzy wyszli, pożegnali się, nigdy się nie więcej nie zobaczyliśmy. Też to rozumiem. nie każdy musi chcieć współpracować. 

Są też inne trudności?

Zdarzają się kłamstwa, ale to raczej nie zależy od pokolenia. Np. złamana noga. Może zdarzyć się każdemu, prawda? Proszę więc wtedy – dobrze, proszę przesłać zwolnienie lekarskie, żeby miała podkładkę, by szukać zastępstwa. No i nagle noga się zrasta. To przykre, ale pomijam już wszystkie babcie, które „umarły”.

Być może niektórzy młodzi pracownicy unikają szczerości, bo szczerość wiąże się z konsekwencjami. Jeżeli ktoś zrywa umowę i mówi, że znalazł lepszą pracę, to wiąże się to z pilną potrzebą znalezienia zastępstwa. Znowu wraca tutaj ten brak obycia i realnego spojrzenia na sytuację.

Czasami zdarzają się sytuacje kuriozalne. Sytuacja z życia: podpisaliśmy umowę z animatorką, która miała wyjechać do pracy na dwa turnusy. Kilka dni przed wyjazdem napisała, że zachorowała i że nie będzie w stanie pracować. OK, więc w te pędy zorganizowałyśmy zastępstwo, a umowa wygasła. W połowie pierwszego turnusu poinformowała nas, że wyzdrowiała i na drugi turnus może jechać. Jest to już jednak niemożliwe, bo po pierwsze na miejscu pracuje już ktoś inny, a po drugie brakuje transportu. Po kilku dniach wysłała nam… rachunki za wyżywienie, które sobie na ten wyjazd już kupiła. To było tak irracjonalne, że po prostu mnie zatkało.

A jasne strony współpracy z pokoleniem Z?

Plusów jest oczywiście bardzo dużo. Są to z reguły bardzo otwarte osoby, choć oczywiście do tej pracy szare myszki raczej nigdy się nie zgłaszały. Tak jak wspomniałam, mamy młode osoby, które angażują się wręcz „nadmiernie”. Oczywiście to w cudzysłowie. To jest bardzo cenne i jeżeli widzę, że ktoś jest faktycznie zaangażowany i zależy mu na tej pracy bardziej niż na odbębnieniu obowiązków, to jak najbardziej będę to doceniać i nadprogramowo premiować.

Animatria

Fot. Animatria

Gdyby ktoś chciał zacząć współpracę z Animatrią jako animatorka i animator, jak to zrobić?

Trzeba po prostu napisać do nas na adres mailowy. Zdradzę, że cenimy kreatywne zgłoszenia, więc jeżeli ktoś napisze wierszyk, historyjkę albo nie zacznie maila od „dzień dobry”, tylko zrobi to bardziej kreatywnie, to zawsze zwrócimy na to uwagę.

Tu żadne zasady ze stron typu „jak stworzyć swoje idealne CV” nie działają, a ja wręcz ja nie potrzebuję takiego CV. Po kontakcie mailowym decydujemy, kogo zapraszamy na spotkanie rekrutacyjne.

Lubimy osoby z czystą kartą. Jeżeli nic nie potrafisz i dopiero zaczynasz, to masz dużo większe prawdopodobieństwo, że dostaniesz się do nas, niż jeżeli masz ogromne doświadczenie. To nie jest żelazna zasada, bo czasami poszukujemy też np. koordynatorów animacji, ale ja lubię uczyć i zapisywać białą kartkę niż poprawiać wcześniejsze błędy.

Potem kluczowy jest stacjonarny dzień rekrutacyjny. Bardzo istotna jest energia, żywotność, zaangażowanie. Lampka alarmowa może się nam zapalić np. gdy ktoś, kto dostał informację, że z uwagi na animacje przyda się ubiór sportowy, przyjdzie na spotkanie np. w spódnicy. Nie skreślimy oczywiście nikogo od razu, bo może się okazać, że ktoś sobie poradzi i poprowadzi w spódnicy genialny turniej sportowy na plaży, ale jednak warto mieć to na uwadze. Potem, po szkoleniu, wybieramy osoby, którym proponujemy już konkretne oferty. Od razu na spotkaniu mówimy też otwarcie jakie są widełki zarobków. To zależy od wielu czynników: od doświadczenia bądź jego braku, od zaangażowania, od miejsca, w którym odbywa się praca.

Czy najbliższe lata przyniosą zmiany w pracy animatorów?

Mam nadzieję, że hotele, parki rozrywki czy aquaparki będą rozwijać się w kierunku najlepszych wzorców z resortów Morza Śródziemnego czy Bliskiego Wschodu. Że będą chciały zawiesić poprzeczkę wyżej i robić animacje starannie, a nie tylko tak, by były, bo oczekują tego goście. To stworzy świetne warunki, by animatorzy mogli pokazać pełnię swoich możliwości i umiejętności.

Mamy potencjał, mamy świetne hotele nad morzem i na południu, mamy Arłamów, mamy Crystal Mountain, mamy Nadwiślańską Organizację Turystyczną, liczne obiekty na Mazurach. Wyliczać można w nieskończoność. 

Potencjał jest więc gigantyczny, ale w mojej ocenie jest jeszcze niewykorzystany. Duży potencjał tkwi również w animacjach dla dorosłych, a pod tym względem większość obiektów w Polsce leży i kwiczy. Liczę, że w najbliższym czasie będzie się to zmieniać. Czy tak się stanie, zależy od inwestorów: polskich i zagranicznych.

Rozmawiał: Łukasz Jadaś

CZYTAJ TAKŻE: III Forum Atrakcji PARKMAG dla centrów i parków rozrywki, sal zabaw i nie tylko. Zapisz się na edycję 2025!

Hossoland ogłosił cennik. Tyle zapłacimy za bilety w 2025 roku
Białystok szykuje się na park wodny. Będą baseny, saunarium i nie tylko

MAPY POLSKICH PARKÓW

KATALOG FIRM

Tylko sprawdzone firmy

OGŁOSZENIA

Kup i sprzedaj atrakcje

Czytaj też…

Menu