DANIEL HEINST, SPECJALISTA Z OBSZARU BUDOWY PARKÓW TEMATYCZNYCH I ATRAKCJI TURYSTYCZNYCH
„Z dużej chmury mały deszcz”
W czerwcu zdecydowałem się wziąć udział w wydarzeniu IAAPA Singapur, czyli w międzynarodowych targach branży atrakcji. Chciałem dowiedzieć się, co nowego i gorącego pod kątem m.in. nowinek technologicznych spotka mnie w Azji. Cóż, szybko okazało się, że w zasadzie nowości było… niewiele, ale za to gorąca nie brakowało. Przylatując z Warszawy, zaraz po wyjściu z lotniska przywitał nas upał z bardzo wilgotnym powietrzem.
Mimo wszystko nie mogłem doczekać się ponownego zobaczenia tego miejsca. Ostatni raz odwiedziłem je w 1994 roku (tak wiem, mam trochę lat), w związku z czym miałem spore oczekiwania. Szczególnie liczyłem na odwiedzenie okolic mariny z kultowym hotelem Marina Bay Sands i centrum Sands Expo, w którym odbywały się targi. Jednak znacznie wcześniej mój wzrok przykuł duży zielony park, zwany Gardens by the Bay. Jak się okazało, była to lokalizacja warta poświęcenia czasu, szczególnie nocą.
W centrum ogrodów odbył się pokaz muzyczno-świetlny Supertree Grove. Udział w wydarzeniu był bezpłatny, więc pomyślałem „grzech nie skorzystać”. Jak to mówią, darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. W parku dało się usiąść i pospacerować wśród drzew, które rozświetlały się w nocy. Istniała również możliwość przejścia podniebną ścieżką, jednak ta atrakcja była już biletowana.
W pobliżu drzew znajdował się Flower Dome i Cloud Forest. Pierwsze miejsce to stała wystawa prezentująca ogrody z całego świata. Z kolei druga atrakcja ukazywała wnętrza dżungli. Obserwując ją zacząłem zastanawiać się, po co budować tropikalny las, skoro w zasadzie cały park jest dziką przestrzenią? Szybko jednak poszedłem po rozum do głowy i zdałem sobie sprawę z tego, że chodzi o zapierające dech w piersiach widoki. Możliwość poruszania się po górze z wodospadami jest bezcenna.
W tropikalnej kopule znajdowało się więcej rozrywki. Promowano tam kinowy hit Avatar. Goście mogli podziwiać wszelkiego rodzaju sześcionożne zwierzęta związane z uniwersum, świecące rośliny i instalacje science-fiction. Wchodząc do chaty strażackiej, widziałem własny cień rzucany na ścianę, ale… z ogonem Na’vi! To rozpalało wyobraźnię. Inna instalacja ukazywała mnie jako mieszkańca Pandory, ale była też prawdziwa wisienka na torcie. Stojąc przed dużym ekranem, kamera skanowała ciało, a animacja pokazywała, jak przekształcam się… w własnego awatara. To było świetne! Czapki z głów dla osób, które stworzyły to doświadczenie.
W głównej hali gastronomicznej parku, zwanej Satay by the Bay, nie brakowało dobrego jedzenia. Dobrze się składało, bo i głodnych gości było całkiem sporo. Stoły znajdowały się na świeżym powietrzu z dużą kolekcją małych stoisk z posiłkami i napojami. Każdy wybierał dowolny smak kuchni azjatyckiej. Chociaż trochę obawiałem się powrotu do domu z lokalnym odpowiednikiem zemsty faraona, ostatecznie zasiadłem do uczty. I co najważniejsze ani razu nie doświadczyłem problemów żołądkowych podczas pobytu. Gra była warta świeczki.
Wracając do samej wystawy IAAPA, event był raczej niewielki i ani razu nie sprawił, że moje nogi ugięły się z wrażenia. Większość powierzchni targów zajęły firmy europejskie i amerykańskie. Delegacje chińskie były raczej nieobecne, co jak usłyszałem, wywołało pewne zaskoczenie. Za ten stan rzeczy obwiniano trwającą w Azji korektę rynkową. Co mam na myśli? Mianowicie w poprzedniej dekadzie „boom” na parki tematyczne doprowadził do nadpodaży… miernych obiektów. Teraz są one zamykane lub przejmowane przez większe podmioty. W efekcie chińscy nabywcy także odpuścili targi. Jedyni azjatyccy kliencie przybyli w tym roku z Indonezji i Wietnamu. Frekwencja jednak nie powalała.
Producenci i pośrednicy oferowali głównie mniejszy sprzęt dla FEC. Mam jednak dla Was radę. Każdemu, kto szuka tego typu maszyn, sugerowałbym raczej podróż bezpośrednio do Chin i wzięcie udziału w jednych z tamtejszych targów w Guangzhou. To większy i bardziej efektywny event z bogatszą ofertą.
Wizyta w Singapurze była ciekawym doświadczeniem, jednak nie sama wystawa grała pierwsze skrzypce. Wcześniej dużo mówiło się o wydarzeniu, lecz rzeczywistość okazała się brutalna. Z dużej chmury spadł mały deszcz, ale czasami tak to już jest. Mój zachwyt zdecydowanie wzbudziły rzeczy poboczne jak np. wspomniany przystanek we Flower Dome i odwiedziny Clod Forest. O IAAPA nie będę długo pamiętał. No cóż, jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.