„Jesteśmy glampingiem stylizowanym na wioskę indiańską”

Fot. Materiały nadesłane/Paweł Joński
– Tematyka Indian jest w Polsce dość niszowa. Skąd więc pomysł na atrakcję turystyczną?
– To efekt obserwacji branży rozrywki i tego, że od bardzo dawna jestem związany z szeroko rozumianą turystyką. Przez wiele lat szukałem pomysłu na rozwój, czerpałem inspiracje, aby wreszcie stworzyć ciekawy, unikatowy koncept biznesowy. Udało się otworzyć własną działalność – Osadę Indiańską. Znajduje się ona na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim w Ostrowie Lubelskim granicząc z Obszarem Natura 2000. Kompleks leży zaraz przy Jeziorze Miejskim i w obecnej formie istnieje od 7 lat. Najbardziej pasuje do nas określenie glamping stylizowany na wioskę indiańską.
– Funkcjonują Państwo sezonowo?
– Nasz zespół zaczyna działać od weekendu majowego, kończąc pracę w połowie września. Oczywiście poza sezonem, gdy pojawia się zainteresowanie tzw. surwiwalem glampingowym, udostępniamy Osadę Indiańską grupom zorganizowanym. W ramach rozwoju i dywersyfikacji, od ubiegłego roku, rozkręcamy saunowanie i korzystanie z bali ogrodowych w okresie zimowym. Ze względu na to, że znajdujemy się w pięknym otoczeniu przyrody, nad samym jeziorem, chcemy promować pojęcie zimnego chowu. Staramy się o każdej porze roku oferować gościom inne atrakcje. Jesienią i zimą zapraszamy do korzystania z quadów czy bitwy na łuki, z kolei w lecie proponujemy noclegi w tipi, uczestnictwo w warsztatach i indywidualny wypoczynek.

Fot. Materiały nadesłane
– Rozwińmy pojęcie: glamping stylizowany na wioskę indiańską…
– Jest to połączenie dwóch słów – glamour i camping, które sugerują bardziej komfortowe oraz luksusowe miejsca do noclegowania. Gdy zaczynaliśmy działalność w Polce, to istniało niewiele glampingów. Teraz jest ich znacznie więcej, co pokazuje, że systematycznie rośnie popyt na tego typu formę spędzania wolnego czasu. Nasz glamping polega m.in. na nocowaniu w tipi, w klimatycznej miejscówce, w której panuje sielska atmosfera. Mamy tam klimatyzację, system ogrzewania, wygodne łóżka, pościel i ręczniki, stylowe krzesła ze stołem, oświetlenie i gniazdka elektryczne. Do tego tipi posiadają pełen węzeł sanitarny. Jest naprawdę komfortowo. Dodam, że zajmujemy 40 arów powierzchni i posiadamy 8 namiotów. Uroku podczas glampingu dodaje harmonia z naturą, czyste powietrze i spokój. Goście często, zanim do nas przyjadą, najpierw dopytują, czy miejsce jest dla rodzin z dziećmi, jakie oferujemy atrakcje, czy jest bezpiecznie, ciepło i są toalety. To kwestie dość ważne dla osób, które decydują się na spędzenie u nas 2-3 dni. Rozumiemy te potrzeby.
– Jakie atrakcje znajdziemy w Osadzie Indiańskiej?
– Sama możliwość nocowania w tipi to jedna z głównych atrakcji. Poza tym oferujemy wiele innych opcji, takich jak wspomniane już quady umożliwiające zwiedzanie przyrodniczych miejsc Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego. Do tego mamy Archery Tagi, czyli grę łączącą w sobie elementy dwóch ogni, paintballa i łucznictwa. Korzystamy z przygotowanych łuków oraz strzał zakończonych piankowymi grotami. Zabawa jest w pełni bezpieczna, pozwala na dużo ruchu, trening zręczności, sprytu i świetną zabawę. Kolejny aspekt to saunowanie, które gwarantuje nie tylko relaks, ale i odpoczynek. To oczyszczanie organizmu, poprawa krążenia krwi, redukcja stresu. To nie koniec. Wizyta w Osadzie wiąże się również z możliwością odkrywania okolicznych atrakcji. Jakich? Np. ścieżki przyrodniczej „Bobrówka”, Stajni Lawenda Jazda Konna czy Poleskiego Parku Narodowego.
– Jakie zajęcia surwiwalowe czekają na dzieci?
– Posiadamy program oparty na tematyce indiańskiej. Podczas wizyty dzieci oglądają film o życiu Indian, poznają przeszłość i obyczaje kultury indiańskiej. Uczymy wykonywania sygnałów dymnych, korzystania z lasso, tworzenia własnych pióropuszy. Podczas wizyty uczniowie mają możliwość uczestnictwa w różnych warsztatach. Chodzi m.in. o rozpalanie ogniska za pomocą łuków ogniowych, wykonywanie totemów z ojcami i czytanie mapy. Proponujemy również grę terenową, gdzie trzeba znaleźć kuferki ukryte na terenie osady. Z kolei program „Bezludna Wyspa” to wznoszenie pierwszych budowli i zdobywanie pożywienia. Oferta jest zróżnicowana i naprawdę niezwykle szeroka.
– W jakich innych elementach jest u Państwa widoczna tematyzacja indiańska?
– Warto pamiętać, że nie jesteśmy typową wioską indiańską, gdzie dominuje 100-procentowe podporządkowanie się pod tematyzację. Jesteśmy przede wszystkim glampingiem z komfortową ofertą dla rodzin z dziećmi oraz grup szkolnych. Jednak oczywiście tematyzacja widoczna jest w mniejszym lub większym stopniu niemal na każdym kroku. M.in. w noclegach, czyli we wspomnianych tipi, w gastronomi, gdzie mamy np. burgery i hot dogi o nazwach: Mohikanin, Tomahowk. Nasze gry terenowe, programy warsztatów, zajęcia – one również związane są z tematyką kultury indiańskiej. Ważną rolę odgrywają detale, czyli wystrój całej wioski, muzyka indiańska, pościel we wzorki indiańskie, atrybuty typu lasso czy łuk. Tych elementów jest dość dużo.

Fot. Materiały nadesłane
– Jeśli chodzi o lokalizację, czas wizyty i jej charakter, to dla jakiego gościa jesteście Państwo przeznaczeni?
– Zależy nam na glampingu i naturze. Odwiedza nas bardzo dużo mieszkańców Warszawy i okolic. Zauważalnym trendem wśród turystów jest leżakowanie, dobra książka, odpoczynek. To ładowanie baterii po ciężkim czasie w pracy itp. Oprócz Warszawy wiele osób przyjeżdża do nas z Lublina, ale też z okolic Śląska. Turyści zostają na kilka dni, ale też zdarzają się osoby na jedną noc. Przyjeżdżają samochodami, kamperami. Mieliśmy np. turystów z Gdańska, którzy przyjechali rowerami. Jechali aż do Rzeszowa, więc byliśmy dla nich przystankiem. Do tego odwiedzają nas wspomniane grupy zorganizowane, goście w ramach imprez firmowych itp. Jeśli chodzi frekwencję, to trudno ją oszacować, ponieważ prowadzimy bar, przez który weekendami przewija się bardzo dużo osób nastawianych wyłącznie na zjedzenie posiłku i krótki odpoczynek. Dla pewnego wyobrażenia skali powiem jednak o grupach szkolnych. W okresie wiosenno-letnim odwiedza nas około 40-50 takich grup.
– Zdarza się, że goście narzekają na niektóre elementy Osady Indiańskiej?
– Trafiają się malkontenci, którym przeszkadza np. śpiew ptaków. Nie żartuję. (śmiech) Bywają różne opinie. Niektórzy zwracają uwagę, że można wzbogacić infrastrukturę, wygospodarować przestrzeń do przygotowywania posiłków. Chodzi o element stricte kampingowy. Przypominam jednak, że my jesteśmy nade wszystko glampingiem. Rozumiemy potrzeby gości, bo ludzie często szukają oszczędności i chcieliby móc samodzielnie przygotować posiłek. Mówiąc wprost, ilu gości, tyle oczekiwań, preferencji i opinii. Czy to w kwestii oferty, czy też ceny, atrakcji lub bezpieczeństwa.

Fot. Materiały nadesłane
– Ile kosztują bilety?
– Bilety w pakiecie dla grup szkolnych kosztują około 100 zł od osoby. Z kolei np. za zwykłe zwiedzanie kompleksu trzeba zapłacić około 25-30 zł. Staramy się, aby nasze ceny nie były zbyt wygórowane. Osada Indiańska znajduje się na wschodzie Polski, w związku z czym stawka wyjściowa już z góry jest nieco niższa niż np. w centrum kraju czy na Pomorzu. Często słyszymy od mieszkańców Warszawy, że u nas jest względnie tanio. Goście doceniają taki stan rzeczy.
– Prowadzenie tego typu biznesu to zapewne kosztowna sprawa. A czy wybudowanie miejsca również wiązało się z dużymi nakładami finansowymi?
– Gdy zaczynałem budowę Osady Indiańskiej były zgoła inne czasy. Obecnie nie wyobrażam sobie stworzenie takiej wioski od podstaw. Mówię o tym pod kątem finansowym i logistycznym. Myślę, że wybudowanie takiego miejsca „na dziś”, wiąże się z kosztem około miliona złotych albo i więcej. Jednak owe koszty to jeden z aspektów, ale drugi to również wszelkie kwestie formalne, dostępność materiałów, opracowanie całego biznesplanu itp. Kłopotliwe jest także to, że co pół roku trzeba rozkładać albo zwijać całą wioskę, aby zabezpieczyć ją przed zimą.

Fot. Materiały nadesłane
– Podglądacie Państwo konkurencję – inne wioski indiańskie lub w ogóle inne atrakcje?
– Lubimy wiedzieć, co dzieje się na rynku, dlatego rzeczywiście monitorujemy branżę. Ponadto jesteśmy miłośnikami miejsc o tematyce indiańskiej, glampingu i szeroko rozumianej turystyki. Jednak oprócz tego, że obserwujemy inne atrakcje turystyczne, to również współpracujemy z nimi. Np. w ubiegłym miesiącu przeprowadziłem rozmowę z człowiekiem, który posiada stadninę koni i jest zainteresowany otworzeniem pola namiotowego. Dyskutowaliśmy o tym projekcie ponad pół godziny, wymieniając się poglądami i doświadczeniami. Wniosek? Można rozmawiać oraz wzajemnie się inspirować. Jestem otwarty na dialog, bo jeśli ktoś chce rozkręcić podobny biznes do mojego, ale oddalony około 250 km, to nie widzę w nim konkurencji.
– Jakie mają Państwo plany na rozwój Osady Indiańskiej?
– Na pewno chcemy jeszcze bardziej wykorzystać potencjał Jeziora Miejskiego, które znajduje się w pobliżu. Oczywiście wiąże się to z przygotowaniami, logistyką i pomysłem, jednak widzimy w tym obszarze przestrzeń do rozwoju. Ponadto może zwiększymy liczbę atrakcji, rozbudujemy pakiet warsztatów dla grup zorganizowanych, dokupimy dmuchańce. Stawiamy też mocno na rozwój strefy relaksu. Ogólnie idziemy do przodu i liczymy na udany sezon.
Rozmawiał Kamil Lech
CZYTAJ TAKŻE: „Planujemy kolejny lokal, tym razem na północy Polski”. Rozmowa z Tomaszem Lewandowskim z Chubi-Boom