„Roczne utrzymanie zoo to koszt około 20 milionów złotych”

Fot. Przesłane materiały (Teresa Grega)
– Kiedy powstało krakowskie zoo, gdzie się znajduje i jaką powierzchnię zajmuje?
– Krakowskie zoo otwarto 7 lipca 1929 roku w obecności prezydenta Ignacego Mościckiego. Na początku był to klasyczny zwierzyniec, gdzie znajdowały się ssaki, ptaki i gady. Mowa głównie o gatunkach rodzimych, do których z czasem dołączyły gatunki spoza kraju – m.in. strusie, czy lamparty. Przez dekady ogród ewoluował, rozrastał się i zyskiwał coraz większą renomę. Dziś znajdujemy się przy al. Kasy Oszczędności Miasta Krakowa 14, zajmując 20 ha powierzchni. Olbrzymim atutem naszego kompleksu jest lokalizacja w sercu Lasu Wolskiego, jednego z największych tego typu terenów zielonych w całej Europie.
– Jakie role spełnia Państwa zoo? Czy chodzi o edukację dzieci, rekreację, podtrzymanie gatunku zwierząt…
– … naukę, popularyzację wiedzy, poprawę wrażliwości i empatii ludzkiej. To ważne elementy i dość szeroka misja, której głównym wektorem jest troska o zwierzęta zagrożone wyginięciem. Do tego staramy się zastępować gatunki popularne i rodzime, innymi cennymi osobnikami. Zastąpiliśmy całe stado danieli zwyczajnych ssakiem z rodziny jeleniowatych — Barasingha. To również element rozwoju ogrodu. Regularnie powiększamy powierzchnię wybiegów, robimy koedukacyjne ekspozycje wielbłądów dwugarbnych i troszczymy się o rozwój zwierząt. To ważne cele.
– Żyje u Państwa ponad 100 gatunków zwierząt ginących i zagrożonych wyginięciem. To m.in. słoń indyjski, czy hipopotam karłowaty. Opieka nad takimi osobnikami ma szczególny charakter?
– Do zwierząt podchodzimy indywidualnie, traktując je tak samo. Każdy osobnik to stworzenie żywe, które samo się o siebie nie upomni. Podejmując się nad nim opieki, decydujemy o zapewnieniu im najwyższych standardów utrzymania, profilaktyki, wyżywienia, ochrony zdrowia itp. Oczywiście bywa, że trochę więcej uwagi poświęca się gatunkom ginącym i zagrożonym wyginięciem, ale tylko dlatego, że nadrzędnym celem jest zatroszczenie się o ich prokreację.
– Ile łącznie zwierząt żyje w krakowskim ogrodzie?
– Ta liczba jest zmienna, bo wiele zależy od tego, czy odbywają się transfery zwierząt. Obecnie mamy w ogrodzie około 1500 osobników i około 270 gatunków. Ciężko też powiedzieć, ile w trakcie roku realizowanych jest wymian. Dużo w tej materii zależy od nowych urodzeń, liczby starszych nieproduktywnych zwierząt oraz tych, które ze względu na wiek odchodzą w sposób naturalny.
– Dlaczego żadne polskie zoo nie ma u siebie… pandy wielkiej, która stała się w ostatnich latach hitem Internatu?
– Nasze ogrody zoologiczne są niestety zbyt biedne, aby stworzyć odpowiednie warunki bytowe dla pand wielkich. To jest oczywiście temat nieco bardziej złożony. Wszystkie żyjące na świecie osobniki z tego gatunku są własnością Chin. Nie są one przekazywane na zasadach transferu, tylko w grę wchodzi wypożyczenie. Wiąże się ono z olbrzymimi kwotami rzędu… setek tysięcy do nawet milionów dolarów rocznie! Równie kosztowny jest transport takich zwierząt oraz ich utrzymanie. Dla pand wielkich trzeba cały czas sprowadzać odpowiedni pokarm w postaci bambusa, bo ich życie kręci się wokół… jedzenia. (śmiech) To nawet 60 kg bambusa dziennie dla jednego osobnika. W Polsce nie jesteśmy w stanie wyprodukować tak dużej ilości tego pożywienia, więc trzeba byłoby je sprowadzać. To również kolejny olbrzymi wydatek. Podobny casus dotyczy, chociażby misi koala, które muszą jeść liście eukaliptusa.
– Obecnie największym hitem krakowskie zoo jest…
– To trudne pytanie. (śmiech) Preferencje klientów się zmieniają podobnie jak moda na różne rzeczy. W tym roku serca skrada… kapibara! To największy gryzoń żyjący na świecie. Do oglądania zwierzątka ustawiają się kolejki. Z czego wynika ten fenomen? Na TikToku funkcjonuje piosenka o kapibarze i może to ona sprawiła, że wszyscy pokochali tego uroczego gryzonia. (śmiech) To szaleństwo do tego stopnia, że ludzie dzwonią do nas i pytają: „Jest kapibara? Jak tak, to biorę urlop w pracy i przejeżdżam”.
– Jak wielu klientów odwiedza Państwa ogród?
– Szczyt odwiedzin odnotowaliśmy w ubiegłym roku, kiedy do ogrodu przybyło ponad 539 tys. gości. To rekord. W tym sezonie jest ich nieco mniej, jednak nie mamy powodów do narzekania. Ogranicza nas kapryśna pogoda. Jeżeli weekendy są ładne, czyli temperatura wynosi 20 stopni Celsjusza i nie pada to mamy do czynienia z sytuacją idealną. Z kolei 35 stopni to już kiepska aura, bo ludzie wolą w takie upały inaczej spędzać dzień np. pojechać nad wodę. Podczas deszczu, z wiadomych przyczyn, też nie ma dobrej frekwencji. Jeżeli chodzi o pory roku, to nie zaskoczę — w lecie mamy więcej odwiedzających niż w zimie. Chociaż podczas chłodnych miesięcy z sezonu na sezon coraz bardziej przyciągamy turystów. Istnieje u nas wiele obiektów, w których można oglądać zwierzęta np. w grudniu. To małpiarnia, żyrafiarnia, budynek hipopotamów. Realizujemy też nowe inwestycje. Obecnie budujemy ptaszarnię. To ważny projekt.
– Czy zdarzają się klienci trudni? Dokarmiający zwierzęta, próbujący… wskoczyć na wybieg?
– Na szczęście coraz mniej jest przypadków zachowania niewłaściwego. Wśród gości rodzi się większa świadomość i odpowiedzialność za odwiedziny tego typu miejsca. Naszym zadaniem jest zabezpieczyć teren. Obszar ogrodu monitorują pielęgniarze i ochrona. Niemniej jednak incydenty się zdarzają. Najczęściej to przypadki dokarmiania osobników, uderzenia w szyby, przekraczania barierek… i siadania na ogrodzeniu. Ta ostatnia sytuacja jest mocno niebezpieczna.
– Ile kosztuje utrzymanie zwierząt w tym opieka, leczenie, profilaktyka i prokreacja?
– Jesteśmy finansowani przez Gminę Kraków i to samorząd zapewnia wyżywienie zwierząt oraz utrzymanie pensji pracowników. Miasto pokrywa też częściowo koszty energii, wody, paliwa itp. Resztę opłacamy z własnych środków. W tej kategorii znajdują się m.in. remonty. Jeżeli jest więc dobra frekwencja i odwiedzają nas goście, to w kolejnym roku dysponujemy funduszami potrzebnymi do przeprowadzenia modernizacji. Pieniądze są kluczowe, szczególnie że mowa o dużych kwotach. Samo utrzymanie zoo to koszt rzędu 20 mln zł w trakcie roku.

Fot. Przesłane materiały
– Sporo środków pochłaniają zapewne pensje pracowników. Ile osób zatrudnionych jest w zoo?
– Mamy 89 etatów w okresie letnim. W zimie jest ich trochę mniej. Budujemy coraz więcej nowych obiektów, w związku z czym załoga stale się zwiększa. Muszę przyznać, że moi pracownicy są wspaniali, dzięki czemu ich zdolności wykorzystujemy w 100 proc.
– Czy ogrody mają problemy z zakupem żywności dla niektórych zwierząt? Trawy czy siana raczej nie zabraknie, ale np. mięsa dla lwów lub bambusa dla bardziej egzotycznych gatunków?
– Nie może mieć miejsca taka sytuacja i nigdy nie ma. Decydując się na sprowadzenie danego zwierzęcia, musimy zapewnić mu wyposażenie, opiekę, leczenie i właśnie jedzenie. Zawsze pod koniec roku ogłaszamy przetargi na dostarczenie żywności. Niestety złe wiadomości dotyczą podwyżek ich cen. Takie sytuacje mocno rzutują na nasz roczny budżet.
– Podwyżki dotyczą też rachunków np. za energię elektryczną. Ta w zoo jest chyba kluczowa…
– W ostatnim czasie mieliśmy sporo niewiadomych jeżeli chodzi o energię elektryczną. Dzięki decyzji parlamentarzystów ogrody zoologiczne wpisano na listę podmiotów wrażliwych. Teraz jesteśmy względnie zabezpieczeni. Bierzemy też udział w przetargach na zapewnienie energii w ramach zakupu dla całego miasta. To również pewien plus. Na szczęście dajemy sobie radę.

Fot. Przesłane materiały
– Mówiliśmy o wydatkach, a jak wyglądają zarobki ogrodu? Jedynym źródłem zastrzyku gotówki są sprzedane bilety?
– Wpływ z biletów to pierwsze źródło. Mamy również sponsorów. Nie gwarantują oni oszałamiających kwot, ale to ważne wsparcie rzędu 100 tys. zł rocznie. Zawsze nam pomaga. Warto jeszcze wspomnieć o drobnych wpływach z parkingu, chociaż to relatywnie niewielkie kwoty.
– Otrzymują Państwo propozycje „wypożyczenia” zwierząt lub wynajmu przestrzeni do celów komercyjnych?
– Zdarzają się sytuacje, kiedy osoba lub firma przychodzą do nas i chcą nagrać teledysk, zrobić sesję zdjęciową lub wykonać ujęcia do innych projektów multimedialnych. My takie propozycje wyceniamy, dochodzimy do porozumienia i finalnie z tego też pojawiają się pewne gratyfikacje finansowe. To jednak niewielkie kwoty. Mimo wszystko wychodzę z założenia, że umiejętne gospodarowanie budżetem w połączeniu z efektywnym wykorzystaniem źródeł dochodu może przynieść same korzyści. Trzeba potrafić odnaleźć się w każdej sytuacji, jaka nas otacza. To ważne.
Rozmawiał Kamil Lech

Fot. Przesłane materiały