„Chcemy, aby w przyszłości powstały kolejne miasteczka miniciti”

Fot. Przesłane materiały (Olga Kovács-Kurzewska)
– miniciti to chyba największe edukacyjne odkrycie minionego roku. Co to za miejsce?
– Miasteczko miniciti jest edukacyjną rozrywką dla dzieci, w której pierwsze skrzypce gra nauka przez doświadczanie. W naszej przestrzeni mali goście mają do wyboru 13 miejsc pracy. Używają w nich prawdziwych sprzętów i zarabiają tzw. Miniasy. Następnie środki wydają w miasteczkowym Sklepiku Marzeń lub oszczędzają w miasteczkowym Banku. miniciti uczy dzieci bycia dorosłym, prezentuje szeroką gamę zawodów i wyjaśnia, skąd biorą się pieniądze. W szkole poznajemy teorię, a u nas przygotowujemy podopiecznych do realnego życia.
– Skąd pomysł na stworzenie takiej atrakcji edukacyjnej?
– Ponad 10 lat temu zaczęliśmy działalność jako Fundacja Miasto Dzieci. Zorganizowaliśmy kilka edycji półkolonii charytatywnych dla dzieci rekrutowanych przy pomocy wrocławskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i Gminy Kobierzyce. W tamtym projekcie, mali podopieczni również odgrywali zawody i poznawali tajniki pracy, ale przyjeżdżali do nas za darmo. Idea zajęć bardzo przypadła do gustu najmłodszym oraz ich rodzicom. My uświadomiliśmy sobie, w jaki skuteczny i wymierny sposób uczymy dzieci, skąd się biorą pieniądze i na czym polega praca dorosłych.
– I wtedy właśnie zaczęli Państwo otrzymywać dużo sygnałów z prośbą, żeby zrealizować podobny koncept w wersji stacjonarnej i całorocznej?
– Dokładnie. Wtedy zaczęło kiełkować marzenie, aby stworzyć projekt zarówno o charakterze komercyjnym, jak i społecznym. Od słowa do słowa i tak powstało miniciti, spółka non profit, której właścicielem jest wspomniana Fundacja Miasto Dzieci. W naszej idei pamiętamy o ważnych wartościach. Chodzi o działania filantropijne. Oprócz oferowania komercyjnej edukacji wspieramy najmłodszych narażonych na wykluczenie społeczne.
– Od kiedy Państwo funkcjonujecie?
– Istniejemy od października 2023 roku, natomiast pierwszych gości przyjęliśmy na początku listopada.
– Jak przebiegają odwiedziny miniciti…
– Dzieci przychodzą do miasteczka, otrzymują specjalną kartę pracy i wybierają zawód. Mamy 13 miejsc pracy. To bank, galeria sztuki, warsztat inżynierski, klub fitness, fabryka ciepła, komisariat policji, pracownia, radio, redakcja internetowa, serwis samochodowy, straż pożarna, studio telewizyjne i szpital. Dzieci realizują zadania oraz wcielają się w rolę np. dziennikarza, mechaniczki samochodowej, czy lekarza. Za wykonaną pracę otrzymują zapłatę, czyli Miniasy. Wynagrodzenie jest potrącane o naliczany podatek, jak zresztą w prawdziwym życiu. (śmiech) Jak już wcześniej wspomniałam, środki można wydać lub oszczędzać. W naszym Sklepie Marzeń stworzonym przez Empik kupimy breloki, przybory plastyczne, klocki, pluszaki czy piórniki.
– Jak długo trwa zabawa?
– Najczęściej rodzice kupują bilety dla swoich pociech na dwie godziny, by te mogły wziąć udział w dwóch zawodach. Wykonywanie zadania trwa 45 minut, a 15 minut to czas przeznaczony na zakupy.

Fot. Przesłane materiały
– W zajęciach biorą udział instruktorzy?
– Tak. Każdy zawód jest prowadzony przez przeszklonego instruktora, który pełni rolę pracodawcy. Taka osoba tłumaczy również zasady zabawy, a także pomaga i doradza dzieciom, jeżeli jest to konieczne. Rodzice w tym czasie mogą spokojnie iść na zakupy lub udać się na obiad w Centrum Praskim Koneser, gdzie znajduje się nasza siedziba.
– Partnerem każdego miejsca pracy jest firma lub instytucja. Np. Viessmann, Mastercard, ABB, Radio ZET, Gazeta.pl, Grupa Cichy-Zasada czy Fundacja MultiSport. To Państwo zgłaszaliście się do tych podmiotów?
– Nasi partnerzy strategiczni są kluczowi dla funkcjonowania miniciti. Jeżeli chodzi o nawiązywanie współpracy, to niektóre kontakty wynikały z wcześniejszych projektów realizowanych przez Fundację Miasto Dzieci. Oczywiście zadziałała również poczta pantoflowa i w kilku przypadkach rzeczywiście to firmy same się do nas odezwały. Zaciekawił ich nasz koncept oraz chęć postawienia kroku w nieco innej specjalizacji. Dla przykładu powiem, że BPN Paribas patronuje zajęciom w banku, Centrum Medyczne Damiana to placówka zdrowia, a sztuką i kreatywnością zajmuje się Krupa Art Foundation. TVN przygotował genialne studio telewizyjne, a IKEA oswaja dzieci ze sztuką projektowania wnętrz.
– Jaki zawód dzieci wybierają najchętniej?
– To policjant i strażak. (śmiech) Sądzę, że wynika to z utartych przez lata szlaków i pewnych schematów funkcjonujących w kulturze. Natomiast mamy ogromną satysfakcję, gdy dzieci odkrywają pozostałe zawody i przekonują się, jakie jeszcze inne ciekawe kariery mogą na nie czekać w przyszłości. A jeżeli chodzi o popularność pozostałych profesji, to przyznam, że zainteresowanie rozkłada się w miarę równo pomiędzy wszystkie miejsca.

Fot. Przesłane materiały
– Partnerzy pomagali Państwu tworzyć miejsca pracy pod kątem finansowym i technicznym?
– Tak, miejsca pracy wraz z wyposażeniem realizowali własnym sumptem. Podobnie było w opracowywaniu scenariuszy zawodów i realizowanych zadań. W tym przypadku mieliśmy okazję dorzucić swoje trzy grosze.
– Wokół powstania miniciti jest na tyle głośno, że partnerzy chyba nie muszą narzekać na reklamę…
– Bycie częścią miniciti to forma promocji, ale również wspaniałe uczucie spełniania misji charytatywnej. To element budowania wizerunku i odpowiedniego marketingu. Tak powinna wyglądać społeczna odpowiedzialność biznesu, za co jeszcze raz dziękujemy naszym partnerom.
– Dla dzieci, w jakim wieku przeznaczone jest miniciti?
– Zapraszamy grupy szkolne oraz rodziny z dziećmi. W miasteczku znajdzie się miejsce dla każdego. Grupa docelowa miniciti to osoby w wieku 7-15 lat. Właśnie z myślą o takich dzieciach przygotowany został program zawodów. Oczywiście, jeżeli rodzice przywiozą do nas jeszcze młodsze rodzeństwo, to spokojnie znajdzie ono sobie miejsce na miasteczkowym placu zabaw.

Fot. Przesłane materiały
– Ile osób odwiedziło miniciti dotychczas i z jakich głównie regionów są to dzieci?
– Odwiedziło nas prawie 19 tys. osób, w tym około 14 tys. dzieci w wieku szkolnym. Były to głównie dzieci z Warszawy i województwa mazowieckiego, ale mieliśmy też wycieczki z dolnośląskiego, pomorskiego, śląskiego i łódzkiego.
– Ile kosztowała budowa miasteczka?
– W ramach idei dzielenia się wiedzą i know-how zdradzę, że szacunkowy koszt inwestycji wyniósł około 4 mln zł. Do tego dochodzi kwestia nakładu finansowego poniesionego przez naszych partnerów.
– Jesteście Państwo jedynym tego typu miejscem w Polsce. Jak miniciti ma się do rynku zagranicznego?
– Mam nadzieję, że niedługo w ramach społecznej odpowiedzialności biznesu powstanie więcej tego typu inicjatyw w Polsce. Jeżeli chodzi o skalę światową, to podobnych komercyjnych miasteczek dla dzieci istnieje więcej, na przykład w Londynie, Dubaju czy w Niemczech, ale o społecznych biznesach tego typu nie słyszeliśmy.

Fot. Przesłane materiały
– Co stanowiło największą trudność w tworzeniu miniciti?
– Najtrudniejsza była koordynacja działań partnerów. Wynika to z tego, że każda firma i instytucja realizowała prace budowlano-techniczne w tym samym czasie. Proszę więc sobie wyobrazić ten ruch, gwar i zamieszanie, zwłaszcza na ostatniej prostej przed startem miniciti. (śmiech)
– A co teraz stanowi największe wyzwanie w zarządzaniu takim miejscem?
– Zaryzykuję stwierdzenie, że najtrudniejsze jest zakomunikowanie odbiorcom, jakim miejscem jesteśmy. Ludzie postrzegają nas jako plac zabaw, a przecież definiujemy się jako miasteczko edukacyjne. Ofertą niesiemy wartość dydaktyczną, otwierającą dzieci na nowe doświadczenia i możliwość poszerzania horyzontów. Staramy się więc na każdym kroku wyraźnie artykułować, że edukujemy poprzez zabawę.
– Goście są zadowoleni z wysokości cen biletów?
– Decyzje podejmowane w biznesie społecznym mają odzwierciedlenie w naszym cenniku. Cyrklowaliśmy stawki, w taki sposób, aby uzyskać stabilność finansową, a zarazem być dostępnym dla wszystkich potencjalnych klientów. Mając na uwadze rozmach projektu i wysokość zainwestowanych w niego środków, zdecydowanie moglibyśmy podnieść ceny biletów. Nam jednak zależy na nieco innych wartościach, które głównie orbitują wokół edukacji, zrównoważonego rozwoju i wyrównywania szans.

Fot. Przesłane materiały
– Ilu pracowników Państwo zatrudniacie? Trudno znaleźć dobrą kadrę pracowniczą?
– Około 100 pracowników. To w większości przypadków młodzi ludzie, dla których miniciti stanowi pierwszą pracę. Kontakt z osobami, posiadającymi ciekawość świata i otwartość umysłu, wpisuje się w naszą strategię — chcemy stać się atrakcyjną przestrzenią do stawiania pierwszych zawodowych kroków.
– Czy w przyszłości powstaną kolejne lokalizacje miniciti w Polsce?
– Zdecydowanie chcielibyśmy podążać w tym kierunku. Marzy się nam, aby warszawskie miasteczko sprawnie funkcjonowało, i aby powstał wartościowy know-how, który uda się przekładać na społeczną odpowiedzialność biznesu oraz kolejne projekty. Mamy nadzieję, że wraz z upływem czasu pod marką miniciti pojawią się nowe wyjątkowe miasteczka edukacyjne w Polsce.
Rozmawiał Kamil Lech

Fot. Przesłane materiały