„ZAWSZE ROŚLIŚMY WRAZ Z LICZBĄ NASZYCH GOŚCI”

Fot. Przesłane materiały (Dominik Centka)
– Jak zaczęła się Twoja przygoda z branżą rozrywkową i skąd ta pasja?
– Spokojnie mogę powiedzieć, że ta fascynacja jest we mnie od dziecka. Jestem w takim wieku, że kiedy byłem w podstawówce, akurat pojawiały się nowe technologie, które dzisiaj wydają się już stare. Byłem zachłyśnięty grami, światami które tworzą, komputerami. To zawsze we mnie pulsowało. Już jako przedszkolak mówiłem, że chciałbym mieć własnego mini golfa albo stadninę koni. Dodatkowo mój tata pracował, jako kapitan w LOT, więc miałem okazję zobaczyć inne kraje. Byłem w Singapurze, w Chinach, Indiach, czy Stanach Zjednoczonych, aż któregoś dnia, jeszcze jako dziecko, zobaczyłem pierwszy park rozrywki w… Tajlandii. To był bardzo mały park, nawet jak na tamte standardy, ale bardzo we mnie zagrał. Potem już samo poleciało, a dziś mogę powiedzieć, że odwiedziłem ok. 50-60 parków na całym świecie.
– Ale zanim powstała Farma Iluzji był Bremex…
– Tak, chociaż jeszcze przed Bremexem i wejściem w aktywną rozrywkę miałem epizod w CD Projekcie. Pracowałem tam, kiedy zaczynali jeszcze, jako malutka firma w mieszkaniu. To było świetne doświadczenie, patrzeć, jak Marcin Iwiński i Michał Kiciński budowali już wtedy pewną markę. W Polsce wtedy panował czas „piractwa”, więc każdy się z nich śmiał, dlaczego chcą sprzedawać gry oficjalnie. Widziałem ich determinację, ciężką pracę i pasję. Widziałem ich marzenia. To wszystko zagrało. Poszliśmy za tym ciosem. Razem z Tomkiem Wielemborkiem i Tomkiem Rostkiem powołaliśmy do życia Bremex. Nasz pierwszy pomysł był taki, że chcieliśmy zrobić mobilny park zabaw. Byliśmy wtedy „młode studenty”, nie stać nas było na stacjonarny obiekt. Kupiliśmy trochę dmuchańców i jeździliśmy po mniejszych miejscowość, gdzie nie było sal zabaw. Rozkładaliśmy się w szkołach i halach sportowych i tam zostawaliśmy np. tydzień, dwa. Ta forma działalności się rozwijała, natomiast rynek się zmienił, gdy pojawił się klient komercyjny, który dysponował większymi pieniędzmi. Poszliśmy wtedy w wynajem atrakcji na imprezy. Szukaliśmy nowości. Jako jedni z pierwszych w Polsce wprowadziliśmy system do walk laserowych. Byliśmy też przez jakiś czas dystrybutorem pojazdów Segway PTale wynajem atrakcji na imprezy ma swój sufit. Nie dało się przeskoczyć pewnego poziomu. Bremex dalej istnieje. Został w niej Tomek Rostek i ciągle bardzo skutecznie działa na tym rynku. Ja z Tomkiem Wielemborkiem poszliśmy w stronę inwestowania w rozwój terenu, który kupiliśmy.
– To wtedy zaczęły się klarować plany Farmy Iluzji?
– Pierwsze pomysły mieliśmy około roku 2006-2007. Wówczas intensywnie współpracowaliśmy w ramach Bremexu z miejscami piknikowymi. Zaczęło nas kusić, żeby wejść w inny rynek, zainwestować w ziemię i stworzyć miejsce atrakcji. Wówczas nie było zbyt wielu parków rozrywki, a w Polsce rządziły dinozaury (śmiech), które zresztą do dzisiaj mają się bardzo dobrze i ciągle budzą zainteresowanie. Zaczęliśmy szukać ziemi i tu było pierwsze zderzenie z rzeczywistością. Co tu dużo mówić. Mazowsze, terytorialnie jest płaskie i nudne. Są to praktycznie pola, w dodatku po reformach rolnych okazuje się że np. 10 ha terenu to działka 15 m na 3 km. Szukaliśmy czegoś w granicach naszych budżetów, które nie były wyśrubowane. Na ziemię, na której teraz jest Farma Iluzji trafiliśmy przypadkiem, ale miejsce to kompletnie nas urzekło. Wokół terenu jest jar, lasy państwowe, sama Farma jest na górce. Sam teren jest bardzo wyjątkowy. Zaczęliśmy projektować różne koncepcje biznesowe. Był m.in. pomysł na miejsce piknikowe. W tamtym czasie był szał na odwróconą chatę w Szymbarku. Był tam tartak, firma dla reklamy zrobiła najdłuższą deskę na świecie i okazało się, że ludzie zaczęli do nich przyjeżdżać. Potem wymyślili odwróconą chatę. Zafascynowała nas popularność tej atrakcji. W rekordowym roku mieli pół miliona odwiedzających. To było inspirujące, że można zbudować coś, co sprawi, że ludzie przyjadą i będą się dobrze bawili. To była właśnie ta melodia dziecięcych marzeń.

Fot. Przesłane materiały
– Połączenie iluzji i farmy, w dodatku w nieco amerykańskim stylu wydaje się nie być czymś oczywistym… Przybliżysz genezę nazwy i tematyki parku?
– No cóż, wyglądało to mniej więcej tak, że mieliśmy wybrany rejon i zakupiony ładny teren. Nie mieliśmy budżetów, ale były serce i chęci. Po analizach wyszło nam, że chcemy zaryzykować i iść w kierunku mini parku rozrywki, atrakcji tematycznej. Ostatnio nawet odszukałem zapiski z tego okresu i wyszło mi, że mieliśmy chyba pół tysiąca różnych nazw. Prowadziliśmy niesamowite burze mózgów. Tak naprawdę farma wzięła się z uwarunkowań samego terenu. W tamtym czasie nie mieliśmy nawet alejek, więc szukaliśmy nazwy, która nie będzie sugerowała klientowi, że przyjeżdża do marmurów i luksusów (śmiech). Wówczas ta nazwa była też unikalna. Dziś mamy w Polsce kilka farm. Wtedy byliśmy pierwsi i nie ukrywam, że inspiracją rzeczywiście była amerykańska farma połączona z lekko skandynawskim klimatem kolorowych domków. Tomek Wielemborek prywatnie był wielkim pasjonatem iluzji scenicznej. Za granicą widzieliśmy muzea iluzji, które również były inspirujące. W Polsce takich rzeczy jeszcze nie było, więc wydawało nam się, że jest to taki temat samograj. Można więc powiedzieć, że Farma Iluzji jest wynikiem połączenia pasji Tomka z moimi marzeniami o własnym parku rozrywki.
– Jak wspominasz początki budowy tego miejsca?
– Na pewno wiąże z nimi kilka anegdot, jak np. powstanie Latającej Chaty Tajemnic. Pomyśleliśmy, że nie chcemy kolejnego odwróconego domku – wtedy w Polsce pojawiło się ich już więcej. Wymyśliliśmy sobie pewne założenie i poszliśmy do architekta, który nas… wyśmiał. Zaczęły się schody. Zaczęliśmy chodzić od konstruktora do konstruktora i żaden nie chciał się tego podjąć. Cudem trafiliśmy na człowieka, który później zresztą tworzył Centrum Nauki Kopernik. Zaprojektował nam naszą chatę. Nie chcę tutaj burzyć całej magii, ale mogę uchylić rąbka tajemnicy, że całość bazuje na konstrukcji mostowej. Reszta to już odpowiednia tematyzacja. Natomiast takie sytuacje uczą pokory, kreatywnego podejścia i szukania różnych rozwiązań. Zrobiliśmy latającą chatę, muzeum iluzji, kilka dmuchańców, plac zabaw, labirynt wiklinowy, kilka drobnych rzeczy i to był początek Farmy.
– Dziś, po 11 sezonach działania, jesteście jednym z największych parków rozrywki w Polsce. Jak w początkowych latach wyglądało zainteresowanie Farmą przez gości?
– Zainteresowanie było spore w zasadzie od samego początku. W pierwszych latach bardzo pozytywnie nas zaskoczyło. Kiedy realizowaliśmy ten projekt znajomi pukali się w głowę, słyszeliśmy często „Gdzie wy to robicie, tam nikt nie przyjedzie”. Okazało się jednak, że jest zapotrzebowanie na tego rodzaju atrakcję w takim, niekoniecznie bliskim cywilizacji miejscu. Z czasem Farma rozrosła się i nie przypomina już swoich początków. Natomiast stale słyszymy głosy naszych gości, którzy z sentymentem wspominają małą, ale urokliwą Farmę sprzed 10 lat. Obecnie również powstają takie miejsca jak Dolina Dinozaurów, które dopiero rozpoczynają swoją działalność i nie są jeszcze dużymi parkami, ale mają ten sielski, spokojny klimat, który przyciąga gości chcących odpocząć od miejskiego zgiełku.

Fot. Przesłane materiały
– A czy jakiś sezon okazał się absolutnie przełomowy pod kątem frekwencji?
– Naszym niewątpliwym szczęściem jest to, że zawsze rośliśmy wraz z liczbą naszych gości. Co było bardzo pozytywne, bo gdyby przyjechało od razu 200 tysięcy osób, to nie mielibyśmy możliwości dobrze ogarnąć przepustowości, co zresztą w czasach po covidowych w pewnym stopniu się wydarzyło. Nie mam takiego odczucia, że jakiś sezon był przełomowy. Można mówić, że od początku była to stała liczba wznosząca, która w pewnym momencie nieco się spłaszczyła, ale zawsze były to wzrosty. Potem przyszedł Covid i to był nasz pierwszy rok ze stratą. Natomiast lata 2021-2022, to były mocne i świetne sezony z rekordami, którym na pewno pomógł Bon Turystyczny.
– W branży mówi się, że obecny sezon ponownie jest dość specyficzny. Jak Ty oceniasz go do teraz?
– Szczerze mówiąc jeszcze do końca nie potrafię ocenić. U nas najmocniejsza część sezonu rozpoczyna się zawsze ok. 15 lipca i jej rozpoczęcie połączone jest z Urodzinami Farmusia. Do końca marca mocno grzaliśmy z Bonami Turystycznymi i mieliśmy ogromną sprzedaż, w związku z tym obecnie przychodzi wiele osób z biletami z Bonu i jeszcze na pewno będą przychodzić. Nie jest więc tak, że świecimy pustkami, ale koniec końcem nie zawsze przekłada się to na plan finansów w danym dniu. Gdybym miał oceniać mamy ok. 10-15% osób mniej. Natomiast trudno w tej chwili ocenić, czy będzie to tendencja stała. O dziwo w tym roku zapisuje się bardzo duża ilość grup. W wakacje zawsze było ich mniej, a teraz cały czas przyjeżdżają.
– Jak w tym momencie wygląda struktura właścicielska Farmy Iluzji?
– Na początku było sześciu udziałowców. My z Tomkiem byliśmy tymi kreującymi i „pracującymi”. Z biznesu odszedł Tomek, więc zmieniły się nieco proporcje, ale reszta została taka sama. Ja mam największy procent udziałów, ponad 30%.
– W okolicy Farmy Iluzji zaczyna tworzyć się „zagłębie rozrywki”. Jak wy patrzycie na tę konkurencję, która wyrasta jak grzyby po deszczu?
– To prawda, w sąsiedztwie mamy już kilka nowopowstałych parków, ale nie każda konkurencja jest zła (śmiech). Np. mamy bardzo dobry kontakt z Doliną Dinozaurów. Rozmawiamy, współpracujemy. Jest to zupełnie inny rodzaj parku – bardzo w klimacie eko, z takimi elementami, jak warsztaty paleontologiczne. Wierzę w to, że ma swoich fanów i w ten sposób się uzupełniamy. Oczywiście, że idealnym modelem współpracy byłoby połączenie różnych podmiotów, np. parku rozrywki z termami i hotelem. Nie mogę powiedzieć, że nie odczuwamy tego, że te nowe miejsca powstają. Z pewnością w jakimś stopniu ta frekwencja się rozkłada. Problemem w tym obszarze jest jednak to, że parki rozrywki się rozwijają, ale w parze z tym nie idzie infrastruktura noclegowa.

Fot. Przesłane materiały
– Jako Farma nie macie na razie takich ambicji, aby zainwestować w bazę noclegową?
– Ambicje mamy, mamy dużo ambicji (śmiech). Oczywiście, że rozważamy taką opcję, prowadzimy jakieś rozmowy, ale nie jest to najbezpieczniejszy rok na inwestowanie dużych kwot. Moim celem w tej chwili jest zamknięcie pewnej całej, spójnej koncepcji parku, bo nie jest to wciąż zrobione.
– Ile więc jeszcze przed wami pracy i jakie macie pomysły na dalszy rozwój?
– Pomysły na większe inwestycje na razie są w zamrażarce (śmiech). Fundusze pozyskane z czasu, kiedy były Bony i naprawdę fajne przychody, wykorzystujemy jeszcze na poprawę infrastruktury. To nie są wielkie rzeczy, ale takie, które bardzo nam ułatwią codzienną pracę. Kończymy budynek wejściowy z kasami i toaletami dla gości, w którym będą również biura, co ułatwi mi budowanie zespołu. Dużo inwestujemy w alejki i małą architekturę. Otworzyliśmy też nową halę gastronomiczną o powierzchni ponad 500 m2. Kończymy światłowód i rozprowadzamy po całości instalację elektryczną z zamkniętymi obwodami. To są rzeczy, które nie są do końca widoczne dla klienta, ale procentują przy codziennym działaniu. Kończymy też audyt wodno-prawny. Oczywiście pojawiły się też nowe atrakcje na ten sezon, ale nie powiedziałbym, że spektakularne. Stworzyliśmy Zakątek Farmusia z jednorożcami oraz innymi magicznymi stworzeniami – bardzo atrakcyjne miejsce dla najmłodszych dzieci. Powiększyliśmy również Strefę Ochłody o duży pneumatyczny park wodny. Dmuchańce natomiast wymienimy na ogromną poduchę wodną. W naszej działalności skupiamy się na trafieniu do rodzin z dziećmi w wieku 3-12 lat, dlatego też mocno stawiamy na animacje oraz pokazy dla dzieci, które również przeszły ogromną zmianę.
– Na zakończenie zdradź proszę, co nas jeszcze czeka w tym sezonie na Farmie Iluzji?
– Jak wspomniałem, w tej chwili ciągle mocno stawiamy na program animacyjny. W lipcu jest on stały od poniedziałku do piątku. Mamy m.in. tanie poniedziałki z adeptami iluzji, dzień z leśnymi duszkami, czwartki z Kicią Kocią. Staramy się cały czas wymyślać coś nowego. Na sierpień ten program najpewniej również ulegnie zmianie. W weekendy mamy konkretne wydarzenia. Połowa lipca to Urodzinki Farmusia, czyli 11. już urodziny naszego parku. Tydzień po urodzinach Farmusia, czyli 22-23 lipca organizujemy niezwykłe wydarzenie jakim jest Festiwal Sztuki Iluzji. W tym roku trochę krótszy, bo dwudniowy, ale z topowymi gwiazdami iluzji z Polski. Począwszy od Macieja Pola, którego chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, poprzez mojego ulubionego aktora, Wojtka Rotowskiego, który przy okazji jest certyfikowanym pirotechnikiem i iluzjonistą. Połączenie iluzji z jego kunsztem aktorskim, to naprawdę efekt wow. Na Festiwalu nie może zabraknąć również Macieja Pędy, który od początku z nami współpracuje. Zaczynał jeszcze w wieku 17 lat. Po ciężkich negocjacjach będzie pierwszym w Polsce iluzjonistą śpiewającym pod prysznicem na scenie. Jego znajomi już się szykują (śmiech). Festiwal Sztuki Iluzji to jedno z największych tego typu wydarzeń w Polsce i cieszymy się, że po raz kolejny możemy go organizować
Rozmawiała Izabela Kieliś