„Dalszy rozwój? Pomysłów mamy mnóstwo, brakuje tylko milionów”
– Skąd plan na stworzenie MegaLandii?
– Od zawsze interesowała mnie magia, iluzja i „czarowanie”, ale także tematyka parków rozrywki. Kiedyś miejsc tematycznych i dmuchańców było znacznie mniej niż obecnie. Najczęściej można było spotkać parki dinozaurów np. takie jak ten w pobliskiej Łebie. Z czasem wpadłem więc na pomysł stworzenia własnego projektu związanego z historią o czarodzieju. I tak w 2018 roku w miejscowości Przewłoka powstała MegaLandia. Dzieci spędzają mnóstwo czasu przy telefonach, komputerach i wszechobecnej elektronice. Dlatego, by trochę zbalansować ich codzienność, w MegaLandii postawiliśmy na analogowość. To pomysł, by odciągnąć najmłodszych od wszechobecnej elektroniki. Miejsce, w którym się znajdujemy, bardzo temu sprzyja, szczególnie że mamy wyjątkowo… słaby zasięg Internetu. (śmiech)
– MegaLandia to park tematyczny?
– Jesteśmy świetnym miejscem dla rodzin, pozwalającym spojrzeć szerzej na świat. U nas Goście mogą zobaczyć, że istnieje coś więcej niż szklany ekran. MegaLandia to kraina, w której wszystko imponuje swoimi rozmiarami. Dzięki postaci czarodzieja, a w zasadzie jego niezwykłej mocy, przedmioty powiększyły się u nas kilkukrotnie. Mają naprawdę duże rozmiary. To miejsce mające sporo do zaoferowania. Co ważne, atrakcji cały czas przybywa, bo czarodziej nie spoczywa na laurach.
– W takim układzie, co dokładnie znajdziemy w parku?
– Łącznie Goście mają do dyspozycji 35 atrakcji. Znajdują się one wzdłuż zaczarowanej ścieżki. Przemierzając jej zakątki, można spotkać m.in. dwumetrowego pluszowego misia MegaTulisia, czy olbrzymiego buta. Pociechy „ugryzą” wielkie ciacho, ale także odpoczną na gigantycznym leżaku. U nas każdy przedmiot i postać mają rozmiar XXL. Wokół ścieżki znajduje się strefa podwórkowa, a przy niej szereg innych atrakcji jak np. ogromne klocki, wyścigi kulek, gry podwórkowe, relaksujące hamaki, czy minigolf. Stworzyliśmy również klasyczne dmuchańce i przestrzeń ze zwierzętami takimi jak kozy, czy króliki. Można z nimi obcować oraz je karmić. To nie koniec. Organizujemy ponadto występy artystów. Przyjeżdżają iluzjoniści znani m.in. z programu „Mam Talent”, ale także gwiazdy cyrkowe, czy brzuchomówcy.
– W kompleksie można również zobaczyć labirynt z parawanów plażowych…
– …im. Janusza i Grażyny! To hit! Jedyny labirynt tej wielkości w Polsce, i o ile dobrze mi wiadomo, również na świecie. Chcieliśmy zgłosić go do Księgi rekordów Guinnessa, jednak na ten moment odłożyliśmy ten pomysł na dalszy plan. Na pewno do niego wrócimy i wierzymy, że znajdziemy się w tym prestiżowym zestawieniu. To humorystyczne, ale i ciekawe, a sama nazwa labiryntu nawiązuje też do nas jako społeczeństwa. Nie oszukujmy się, każdy ma w sobie odrobinę przysłowiowego Janusza i Grażyny. (śmiech) „Parawaning” natomiast to rodzimy… sport narodowy. Warto dodać, że Goście znajdą u nas jeszcze dwa inne labirynty — labirynt pająka Antka, który faktycznie wygląda jak pajęczyna, oraz labirynt wiklinowy w zagajniku brzozowym.
– W obecnym sezonie powstało u Państwa dziesięć nowości. Park nabiera wiatru w żagle?
– Mamy dwie ogromne poduchy do skakania, zagrody z pięcioma rasami króliczków i kuchnię błotną. Dzieciom do gustu przypadł także nowy dmuchany plac zabaw z motywem zoo, który liczy 48 mkw. Zagospodarowaliśmy w tym sezonie dodatkowy teren o łącznej powierzchni 2000 mkw. Wszystkie atrakcje orbitują wokół motywu magicznych mocy naszego czarodzieja Megaliusza. W parku znajduje się łącznie około 90 elementów interakcji. Praktycznie każdy z nich w zamyśle ma też działać sensorycznie i ogólnorozwojowo na odwiedzające obiekt dzieci.
– MegaLandia nie jest miejscem wyposażonym w rozwiązania multimedialne i audiowizualne. Nie boi się Pan, że w obecnym cyfrowym świecie obiekt straci na zainteresowaniu?
– Plan jest taki, aby dzieci zobaczyły coś innego niż ekran telefonu. Istnieje pewien pomysł, by powstały nowe rozwiązania, wykorzystujące częściowo techniki audiowizualne, ale to jeszcze chyba nie ten moment. Widzimy, że Goście są zainteresowani naszym obiektem, w większości lubią oderwać się od „elektroniki”, więc to dowód na to, że MegaLandia podoba się i obrany kierunek rozwoju jest dobry.
– W MegaLandi istnieją sporych rozmiarów makiety. Czy ich zakup generował duże kwoty?
– Rzeczywiście niektóre atrakcje nie są tanie, jednak stanowią kluczowy element danej koncepcji i wizji. Bez nich nie byłoby MegaLandii. Jak chociażby bez wielkiego dwumetrowego misia Tulisia i jego odpowiednika w postaci maskotki chodzącej po parku.
– Czy przeciętny Gość odwiedza MegaLandię tylko dlatego, że jedzie na wakacje nad Bałtyk, a kompleks znajduje się po drodze?
– Nasi klienci dzielą się na dwie grupy. Pierwsza to turyści lokalni, a drudzy to wspomniane osoby przyjeżdżające nad morze na wypoczynek. Największy ruch obserwujemy w lipcu i sierpniu, co jest dość oczywiste ze względu na szczyt lata. Mamy też trzecią grupę odwiedzających, czyli uczniów, grupy szkolne i przedszkolne w postaci kolonii oraz wycieczek. W tym przypadku wizyty odbywają się głównie w maju i czerwcu.
– Turyści z zagranicy np. z Niemiec również upodobali sobie park?
– Niemiecki turysta chyba chętniej odwiedza Kołobrzeg i Darłowo, jednak zdarza się, że do nas też przyjedzie. Nie jest to jednak bardzo liczna grupa. Co ciekawe, to właśnie od Niemców słyszymy, że podobne parki można spotkać w ich kraju. Mówiąc o Gościach z zagranicy, pojawia się sporo osób z Ukrainy. Jednak to, co najbardziej zaskakuje, to rosnąca liczba klientów z Czech. W tym sezonie jest ich wyjątkowo dużo. To miłe zaskoczenie.
– Prowadzi Pan biznes od 2018 r. Co w ciągu tych pięciu lat najbardziej Pana zaskoczyło w zarządzaniu parkiem?
– Nasz obiekt jest miejscem relatywnie niedużym i z każdym rokiem próbujemy coraz bardziej rozwinąć skrzydła. Jednak w ostatnich latach nie jest to łatwe. Jeszcze niedawno nie zdawałem sobie sprawy z tego, że w codzienną pracę trzeba wkładać tak wiele wysiłku, czasu i co najważniejsze — środków finansowych. Aby wydatki się zgadzały, dużo rzeczy realizujemy własnym sumptem. Jestem jednocześnie managerem, zarządcą, ale kiedy też trzeba, wsiadam w samochód i staje się… przedstawicielem handlowym odwiedzającym szkoły. (śmiech) Zaskoczyły mnie również koszty inwestycji, a zwłaszcza zakupu atrakcji. To aspekt, na który uczulałbym każdego przedsiębiorcę z branży niedysponującego wielomilionowym budżetem. Koszty trzeba pomnożyć razy dwa, zyski natomiast… podzielić przez dwa! (śmiech)
– Jak wygląda kwestia inwestowania w kompleks? Wspomagają się Państwo środkami zewnętrznymi np. unijnymi? Łatwo parkowi rozrywki otrzymać unijne dotacje?
– W okresie, kiedy otwierałem park, niestety nie załapaliśmy się na środki zewnętrzne. Później nastały trochę gorsze czasy i funduszy zwyczajnie nie było. Teraz w nowej perspektywie, wydaje się, że istnieją większe możliwości otrzymania wsparcia. Jednak najpierw musimy usiąść do opracowania projektu. Przyznam też, że nigdy nie otrzymałem żadnej dotacji finansowej ze środków Unii Europejskiej, ani też z funduszy państwowych. Tego typu wsparcie znacznie przyspieszyłoby wdrażanie kolejnych atrakcji. Będziemy próbować.
– Czy dziś, po prawie pięciu latach funkcjonowania, zrobiłby Pan coś inaczej, tworząc park?
– Na pewno na początku prowadzenia biznesu kupiłbym więcej atrakcji. Dziś ich wyprodukowanie jest znacznie droższe niż wcześniej. Zapewne nieco inaczej zaplanowałbym teren, ale to jeszcze przynajmniej częściowo można zmienić. Tak naprawdę obecnie mogę „gdybać”, jak potoczyłaby się przyszłość. Wolę patrzeć do przodu i skupić się na tym, jak dostarczać naszym Gościom jeszcze więcej frajdy.
– Jakie więc plany na przyszłość ma MegaLandia?
– Na pewno chcemy przygotować więcej atrakcji w parku, aby stał się on jeszcze bardziej widowiskowy. Chcemy też cały czas rozwijać historię naszego czarodzieja. Czyli dalsza tematyzacja. Mamy również plany urządzenia obszaru dziś niezagospodarowanego. To doskonałe miejsce pod kolejne inwestycje. Pomysłów nam nie brakuje, ale brakuje milionów na ich realizację. (śmiech) Jednak cały czas staram się być optymistą i wierzę, że prędzej, czy później uda się zrealizować najważniejsze projekty. Moim marzeniem jest, aby MegaLandia była może nie największym, może nie najliczniejszym w atrakcje, ale za to najfajniejszym parkiem rozrywki na Pomorzu Środkowym. To mnie napędza do dalszej pracy.
Rozmawiał Kamil Lech