Rozmowa z Agatą Borucką, kierowniczką działu edukacji Miejskiego Ogrodu Zoologicznego im. Antoniny i Jana Żabińskich w Warszawie [WYWIAD]

„Goście odwiedzający zoo to efekt uboczny funkcjonowania ogrodów”

Fot. Zoo Warszawa (Agata Borucka)

– Warszawskie zoo liczy niemal 100 lat. To szmat czasu…

– Dokładnie bramy ogrodu otwarto dla Zwiedzających 11 marca 1928 roku. Od tamtego momentu dużo się zmieniło. Dziś zajmujemy powierzchnię 40 ha, lecz cały czas znajdujemy się przy ul. Ratuszowej 1/3 w dzielnicy Praga-Północ. Jednak najważniejsza informacja dotyczy naszych mieszkańców, czyli wyjątkowych zwierząt. Kiedyś liczyliśmy wszystkie osobniki, włącznie z tymi mniejszymi i wyszło nam 12 tys. W obecnych statystykach nie braliśmy pod uwagę bezkręgowców, stąd ta liczba oscyluje w granicy 4 tys. zwierząt. Ponadto możemy pochwalić się łącznie liczbą około 500 gatunków.

Jaką rolę ogrody odgrywają w kontekście rozwoju gatunków i badań nad zwierzętami?

– To nadrzędny cel, lecz w świadomości wielu Gości, nadal jesteśmy miejscem oferującym jedynie rekreację i możliwość zobaczenia zwierząt. Tak naprawdę odwiedziny Gości to efekt uboczny funkcjonowania ogrodu zoologicznego. Nie bójmy się tego powiedzieć. Naszym podstawowym zadaniem jest hodowla zagrożonych gatunków. Jesteśmy swego rodzaju bankiem zwierząt, na wypadek, gdyby się okazało, że świat stałby się dla nich zbyt mało łaskawy. Oczywiście w obecnych realiach musimy iść na kompromis i zadbać, by to miejsce było atrakcyjne dla odwiedzających…

– … i jednocześnie oferowało walory edukacyjne?

– Tak. Chodzi o to, by chronić naturalne gatunki, co przecież, każdy w mniejszym lub większym stopniu, może robić samemu. Wystarczy promować postawy ekologiczne, segregować śmieci, być empatyczny w stosunku do zwierząt, czy dbać o czystość powietrza. O tym wszystkim też mówimy w naszym ogrodzie. Edukujemy i otwieramy oczy. Przy Warszawskim ZOO znajduje się Ptasi Azyl, czyli miejsce, do którego trafiają potrzebujące pomocy dzikie ptaki.

– Jeżeli więc znajdę na ulicy zranioną jaskółkę, mogą ją do Państwa przynieść?

– Zgadza się. Pacjenci są dostarczani również przez eko patrol straży miejskiej. To piąty filar naszej misji, czyli ochrona rodzimej fauny. Mamy ptasi szpital, w którym leczymy dzikie, zranione ptaki. Każda osoba może przynieść do nas wymagającego pomocy osobnika. Co roku trafia do nas około 7 tys. ptaków. To całkiem sporo.

Jakie zwierzęta cieszą się u Państwa największym zainteresowaniem?

– Wspomniałabym tu o tzw. zoologicznej piątce. To słoń, żyrafa, lew, hipopotam i nosorożec. Szara eminencja całego ogrodu to manul stepowy. Taki puchaty kot. Jest bardzo skryty, więc nie za często go widać, ale nie przeszkadza to Gościom, którzy lubią przez dłuższy czas obserwować jego wybieg.

– Jak wygląda opieka nad zwierzętami, i ile kosztuje utrzymanie np. słonia, a ile żyrafy?

– Na początku podkreślmy jedną rzecz — nigdy nie dojdzie do sytuacji, w której może nam zabraknąć środków na wyżywienie lub opiekę nad zwierzętami. Jesteśmy instytucją miejską, finansowaną z budżetu samorządu. Nie zmienia to jednak faktu, że musimy kupować olbrzymie ilości jedzenia. W ciągu roku nabywamy np. 500 kg cytrusów, 20 ton mięsa dla drapieżników, 33 tys. jajek, 240 ton siana, 200 ton zielonki, czy 6 ton ziarna. To gigantyczne ilości. Całe pożywienie nabywamy w trybie przetargowym. Sam zakup np. 30 tys. jajek to koszt 15 000 zł. Rocznie kupujemy np. 7500 kg ryb słodkowodnych, za które płacimy 42 000 zł. W ubiegłym roku nasze wydatki na samo jedzenie wyniosły blisko 1,5 mln zł. Budżet roczny po zaokrągleniu to natomiast około 26 mln zł.

Fot. Zoo Warszawa

Jak przebiegają transfery zwierząt między ogrodami?

– Niestety wciąż nie wszyscy wiedzą o tym, że od momentu podpisania Konwencji Waszyngtońskiej mieszkańcy zoo nie pochodzą się z natury. Ogrody współpracują ze sobą i wymieniają się osobnikami. Oznacza to, że musimy mieć wiele zwierząt, które następnie kojarzymy ze sobą. Ogrody wymieniają się nimi „bezkosztowo”, a opłaty dotyczą jedynie transportu. Chociaż słowo „jedynie” raczej tu nie pasuje, ponieważ mówimy o dużych kwotach.

– Jakiego rzędu?

– Ostatnio dostaliśmy płaszczkę z wrocławskiego zoo. Trafiła ona do nas w ramach darmowego transferu, ale musieliśmy pokryć olbrzymie koszty transportu. Odbywał się on na specjalnych warunkach. Nie można przewozić zwierzęcia pierwszym lepszym pojazdem. Są firmy, które zajmują się tym zawodowo. Trzeba dysponować odpowiednim sprzętem, niekiedy dźwigiem. Czasami same przygotowania do transportu trwają bardzo długo, bo zwierzę musi się oswoić z nowymi okolicznościami. Zdarza się, że „transportówka”, a raczej skrzynia do transportu czeka na wybiegu nawet… kilka tygodni. Osobnik musi ją obwąchać, dokładnie poznać i dopiero do niej wejść.

Jak często spotykają się Państwo z opinią, że w ogrodach zoologicznych zwierzęta mają złe warunki?

– Na wolności z pewnością miałyby lepsze, pod warunkiem… że miałyby gdzie żyć. Ludzie tak ekspansywnie niszczą ich naturalne środowisko, że zwierzęta nie mają gdzie się podziać. Jeżeli chcielibyśmy reintrodukować dany gatunek, to on zwyczajnie nie odnalazłby dla siebie miejsca. Taka sytuacja dotyczyła m.in. szpaka balijskiego, którego najpierw kłusownicy odławiali, a teraz chcemy jego powrotu do naturalnego środowiska. To jednak niełatwe. Wracając do Pana pytania — negatywne opinie z zewnątrz w kierunku ogrodów zawsze się będą pojawiać. Wynikają z niewiedzy lub lekkomyślności. Jeżeli dziś chcielibyśmy wypuścić zwierzęta do natury, to one zwyczajnie nie wiedziałby, jak przetrwać w zdewastowanej i zmienionej przez człowieka przestrzeni. Więc proces reintrodukcji jest długi i osobniki są samodzielne na tyle, by opuścić rezerwat, dopiero w drugim, lub trzecim pokoleniu.

Fot. Zoo Warszawa/Sylwia Szerszeń

– Ilu turystów rocznie odwiedza Państwa kompleks?

Rocznie około 900 tys. osób. Tuż po otwarciu ogrodu w 1928 roku, przed wybuchem wojny, sięgaliśmy poziomu miliona Gości. Dziś powoli jednak gonimy ten wynik. Oczywiście imponujące liczby nie są naszym priorytetem, bo głównym celem funkcjonowania ogrodu jest troska o utrzymanie gatunków i opieka nad zwierzętami.

– W jaki sposób oprócz sprzedaży biletów ogród zoologiczny generuje przychody?

– Jako jednostka miejska wszystko, co zarobimy, następnie oddajemy miastu. Staramy się zwiększać przychody, bo im więcej mamy środków, tym lepiej nas postrzega samorząd i w kolejnym budżecie możemy liczyć na większe fundusze. Zarabiamy dzięki biletom, ale także z dzierżawy terenu ajentom. Można u nas spotkać punkty z lodami, goframi, fotografią, czy zaplataniem warkoczy. Najemcy terenu płacą czynsz. Oprócz tego mamy Fundację Panda, której celem jest zbiórka środków na bieżące wydatki. To również ważne źródło wspierające działanie naszego ogrodu.

Jakie elementy funkcjonowania zoo generują największe koszty?

– Bardzo dużo pochłania energia elektryczna. Miesięczne rachunki wynoszą nawet 125 tys. zł. Żyje u nas wiele zwierząt tropikalnych, które wymagają bardzo ciepłych pomieszczeń z odpowiednim oświetleniem. To wszystko generuje spory pobór energii. Na pewno dużo środków finansowych pochłania także woda, którą trzeba filtrować, czyścić i niekiedy wymieniać. Do tego na koniec dodałabym pensje pracowników. Mamy przede wszystkim opiekunów zwierząt, dział ogrodników, kuchnię, dział naprawy, administrację itp. To olbrzymi sztab osób.

Fot. Zoo Warszawa/Sylwia_Szerszeń

– Jak często infrastruktura ogrodowa musi być modernizowana? Zwierzęta regularnie ją uszkadzają?

– Nasi mieszkańcy nie budzą się z myślą, jak tu zniszczyć ogrodzenie. (śmiech) Oni się tu urodzili i to, co im przeszkadza to …brak zajęć, czyli  nuda. Powstała specjalna dziedzina wiedzy tzw. enrichment, czyli zespół działań mających na celu zaktywizowanie i pobudzenie zwierząt do realizowania naturalnych instynktów w przestrzeni zoo. Dlatego my, aby odciągnąć osobniki od złych myśli, proponujemy różne zabawki. Zakopujemy im jedzenie, które muszą odkopywać lub zawieszany pożywienie wysoko nad ziemią, by zwierzęta pokombinowały, jak się do niego dostać. Surykatki np. dostają piłeczki z larwami owadów, a wybiegi niedźwiedzi polarnych wyglądają… jak bałagan. Można tam znaleźć porozrzucane opony, kanistry itp. Te zwierzęta uwielbiają bawić się dużymi, plastikowymi i gumowymi obiektami, poświęcając im wiele czasu.

– Ilu łącznie pracowników zatrudnia warszawskie zoo?

– Pracuje u nas około 180 osób, z czego zwierzętami zajmuje się mniej więcej 70. Mamy ogromny zasób ludzi, którzy również angażują się w dbanie o infrastrukturę ogrodową. Przypomnę, że praca w zoo odbywa się 7 dni w tygodniu – również w święta.

– Pracownicy są narażeni na sytuacje niebezpieczne?

– Zawsze musimy pamiętać o tym, że zwierzęta są nieoswojone. Zdarzają się wypadki. Mieliśmy słonicę, która w Holandii przygniotła opiekuna. Słaba pociecha, że zrobiła to niechcący, ale niestety w sposób skuteczny. Trzeba być ostrożnym. Rutyna niekiedy gubi. Nigdy nie jest tak, że opiekun wchodzi do lwa i obejmuje… jego grzywę! To byłoby szaleństwo. Istnieją specjalne procedury zachowania i zabezpieczenia. Nasi pracownicy muszą ich przestrzegać.

Fot. Zoo Warszawa (Willa Żabińskich)

Czy w zoo zdarzają się nietypowe zachowania klientów?

Niestety dochodzi do różnych sytuacji. Uczulamy odwiedzających, by nie sadzali dzieci na barierkach i nie przekładali ich za ogrodzenie. Zwierzęta czują nudę, jeżeli wiec ktoś znajdzie się na ich terenie, to szybko się taką osobą interesują. Oczywiście zwiedzający nie lubią, gdy pracownicy z obsługi zwracają im uwagę, przez co często wdają się w niepotrzebną dyskusję.

– Dochodzi do uszkodzeń obiektu przez odwiedzających?

– Zdarza się, że niektórzy Goście łamią roślinność z wybiegu i… dźgają nią  np. krokodyle w bezruchu, by sprawdzić, czy te naprawdę żyją. To brzmi abstrakcyjnie, ale niestety to prawda. Do tego na teren wybiegów Gościom wypadają różne rzeczy np. telefony, czy okulary. Jest szansa, by je odzyskać, ale pod żadnym pozorem nie wolno robić tego samemu. Zdarzają się też bardziej spektakularne sytuacje jak np. wejście do basenu z niedźwiedziami. Do takiego incydentu doszło w 2020 roku, kiedy nietrzeźwy mężczyzna dostał się na wybieg, strasząc, a następnie atakując niedźwiedzia. Potępiamy wszystkie takie zachowania.

– Mówimy o przypadkach incydentalnych, natomiast jak zakładam, olbrzymia większość Gości, zachowuje się poprawnie?

– Zdecydowanie tak. Za to im serdecznie dziękujemy. Działalność naszego ogrodu to misja, w której w pewnym sensie uczestniczą również odwiedzający, dlatego tak ważne jest odpowiednie zachowanie. Takich klientów zawsze chętnie gościmy i zapraszamy do przyjścia.

Rozmawiał Kamil Lech

Fot. Zoo Warszawa/Sylwia Szerszeń

Nowy park rozrywki w Polsce już otwarty!
IAAPA w Wiedniu – relacja zdjęciowa

MAPY POLSKICH PARKÓW

KATALOG FIRM

Tylko sprawdzone firmy

OGŁOSZENIA

Kup i sprzedaj atrakcje

Czytaj też…

Menu