Piotr Wiecha, właściciel Parku Rozrywki Rabkoland
„Jaki będzie 2024 rok?”
Za nami dwa szalone lata, po dwóch wcześniejszych, równie nieprzewidywalnych. Czytając prasę turystyczną i analizując wyliczenia fachowców, można dojść do bardzo optymistycznych wniosków — w ujęciu globalnym rok 2024 będzie rekordowy. Skąd ten entuzjazm i błysk nadziei? Szerzej na turystykę otwiera się Azja, a jej największy gracz — Chiny planuje ułatwić proces wizowy. Ruch podróżujących ma sięgnąć sufitu i przekroczyć liczby sprzed pandemii. Atrakcje wypełnią się więc turystami po brzegi, a w ciasnych włoskich uliczkach, przejdą już tylko najszczuplejsi i najsilniejsi — tak będzie tam tłoczno. To piękny obraz i zapowiedź najbliższych miesięcy, ale czy dla wszystkich?
Problem w tym, że szacunki nijak się mają do polskiego rynku. Może powinienem się ugryźć w język, ale muszę to przyznać — większość naszych biznesów jest uzależniona prawie całkowicie od klienta lokalnego. Według klasyfikacji Międzynarodowego Stowarzyszenia Parków Rozrywki i Atrakcji (IAAPA), w tej chwili tylko jeden park rozrywki w Polsce dzierży palmę pierwszeństwa i zalicza się do grona obiektów regionalnych. Czyli jest atrakcją ściągającą ludzi z całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej, a nawet i z dalszych zakątków. Reszta kompleksów musi liczyć na rynek lokalny. A jak obecnie wygląda jego kondycja? To podstawowe pytanie, które zadręcza właścicieli parków rozrywki przed każdym sezonem i często zapewnia im zimny prysznic.
W ubiegłym roku szacowaliśmy, że w naszym parku poziom odwiedzin spadnie nawet o jedną trzecią względem 2022 roku. Finalnie skończyło się zaledwie na minus kilku procentach, co uważamy za wynik bardzo dobry. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że 2022 rok, czyli pierwszy w pełni pocovidowy sezon, był dla nas historycznie rekordowy. 2023 rok skończyliśmy więc z drugim najlepszym rezultatem w historii i można powiedzieć, że wróciliśmy z tarczą. To oczywiście wynik jednego parku, dlatego nie warto go przekładać na ogólnopolski trend, bo jak wiemy — sytuacja bywa różna. Nie zawsze wpływ na nią mają wyłącznie czynniki makroekonomiczne czy pogoda.
2023 rok miał być pierwszym sezonem bez bonów turystycznych, jednak jak szybko się okazało, wcale takim nie był. Do marca sprzedawaliśmy wakacje, obsługując rozgrzane do czerwoności infolinie i tych, którzy do ostatniej chwili trzymali w kieszeni niewykorzystane świadczenia. To uskrzydlało i dodawało nam otuchy. Pierwszy sezon bez bonu turystycznego będzie miał miejsce właściwie teraz.
W rozmowach z przedsiębiorcami prowadzącymi sklepy z odzieżą coraz częściej słychać zdania o drastycznym spadku wydatków klientów. Jasne, że nie wszędzie, bo to zależy od lokalizacji i oferowanego asortymentu, ale lampka ostrzegawcza w głowie jednak się zapala. Czy ludzie już nie mają pieniędzy? Czy może to tylko zmiana trendów i nawyków konsumenta? Wciąż nieznany jest nam bieg wydarzeń.
W podhalańskich pensjonatach pozostało mnóstwo wolnych miejsc na ferie. O czym to świadczy? Zjawisko, które jest niemierzalne, należy analizować wspomnieniem z nadmuchanych sezonów postpandemicznych. Z mojej perspektywy kluczowy jest jednak sentyment konsumenta. Ten wydaje się bardzo pozytywny dla całego sektora „ekonomii doświadczeń”, czyli usług, które oferują przeżycia.
Czy więc zbliżający się sezon będzie lepszy, czy gorszy niż ostatnie lata? Jaki by nie był — tradycyjnie na pewno nas zaskoczy. I przypominam, że po świetnym 2019 roku, 2020 miał być absolutną autostradą niekończącego się wzrostu. A jak było — wszyscy pamiętamy. Co pozostaje? Jak mawiał klasyk „czas pokaże”, więc wypada jedynie uzbroić się w cierpliwość i czekać.