Na początku września odwiedziliśmy tradycyjny niemiecki festyn w Kirschau obok Drezna. Miała to być relacja Janka, naszego korespondenta w Niemczech, ale natłok pracy w sezonie spowodował, że sami piszemy o temacie, który nie jest nam tak bliski, jak Jankowi.
Może więc powinniśmy artykuł zatytułować „Niemiecki Festyn okiem Polaka“? Bo z pewnością nasze spojrzenie nie będzie tak wnikliwe, jak naszego redaktora mieszkającego na stałe w Niemczech.
Co roku w Kirschau, małej miejscowości obok Drezna, leżącej w jego obrębie administracyjnym zjeżdżają się wschodnioniemieccy wystawcy. Z tym dzieleniem Niemiec na wschodnie i zachodnie, należy jednak bardzo uważać, bo nasi zachodni sąsiedzi są na tym punkcie nieco przeczuleni. Kiedy runął mur berliński, przyjęło się takie powiedzenie, które najlepiej obrazuje wzajemne stosunki rozdzielonego narodu:
„W Niemczech zachodnich wszystko jest lepsze, lepiej zorganizowane i poukładane, i nawet ludzie są mądrzejsi – zwykli mawiać Niemcy z zachodu. Na co mieszkańcy wschodnich landów odpowiadali – “W Niemczech zachodnich ludzie są lepiej zorganizowani, wykształceni i mądrzejsi, a nawet ci głupi są od nas głupsi!“.
Zwiedzając miasta Niemiec wschodnich takie jak Cottbus czy Kirschau, trudno w tej chwili dostrzec różnice w infrastrukturze, jakie dzielą np. Niemcy od Polski, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Tradycja kirmesów w Niemczech jest taka sama po odbydwu stronach byłego muru berlińskiego. Wizytując ledwo ponad 2,5-tysięczną miejscowość, nie spodziewaliśmy się festynu, na którym będzie tak dużo wystawców i odwiedzających. Z wytłumaczeniem spieszy nam jednak Janek. W tym samym czasie odbywa się też duży festyn w Dreźnie. Niestety ceny za placowe zostały tam tak horrendalnie wywindowane, że wielu – nawet większych wystawców, którzy byli tam jeszcze w ubiegłym roku, postanowiło wystawić się w Kirschau“. Okazuje się, że windowanie cen za place, jest nie tylko naszą, polską tradycją.
Ciekawa jest tendencja, jaką zauważyliśmy na tym festynie, a która, jak mówi Janek, jest już w Niemczech całkiem powszechna. 70% atrakcji kirmesa stanowią atrakcje kulinarne, a zaledwie 30% to atrakcje wystawców. Słynne niemieckie bratwursty, herze, owoce w czekoladzie czy inne popularne jedzenia stanowią więc teraz główną atrakcję. Obserwując ludzi można stwierdzić, że wolą oni patrzeć na karuzele niż z nich korzystać. A atrakcje były całkiem spore, jak na tak mały festyn: 35-metrowe koło młyńskie – wstęp 3 euro, Jet Force – 3 euro, kolejka Dragon Nest z ładną fasadą, Break Dance – 3 euro, strzelnice, mała łańcuchowa (ale bardzo zadbana), Schalka Kazimierskiego. Tradycyjnie Hindusi handlujący odzieżą i wyrobami skórzanymi. Ceny więc bardzo konkurencyjne, nawet porównując je z naszymi festynami.
Atrakcje Niemcy kupują, głównie nowe w leasingu. Nietrudno więc policzyć, że przy cenach wstępu 3 euro od osoby, do łatwych ten kawałek chleba za naszą zachodnią granicą nie należy. Bardzo popularne jest leasingowanie atrakcji, na okresy 25-letnie.
Artykuł ukazał się pierwotnie w Interplay Październik/2011