W ostatnich latach dużo mówi się o polskich disneylandach. Był już jeden w Przybiernowie, dwa w okolicach Warszawy, a ostatnio jeden w Grodzisku Mazowieckim. Mało kto jednak pamięta już rok 1929. Wtedy to w Poznaniu przy okazji organizowanej w stolicy Wielkopolski – Powszechnej Wystawy Krajowej, wybudowano wielki lunapark, niczym nie ustępujący na ówczesne czasy amerykańskim odpowiednikom!
Spróbujmy przenieść się w tamte czasy. Lata dwudzieste XX wieku to złota era drewnianych rollercoasterów w ameryce. Choć nie istniał jeszcze wtedy Disneyland, w ameryce zaczęto wtedy budować potężne drewniane konstrukcje, które były zaczątkiem wielu parków rozrywki.
Tak, były to pierwsze drewniane rollercoastery. Budowanie monumentalnych i zapadających w pamięć atrakcji, przy okazji organizacji wystaw światowych, nie było na ówczesne czasy niczym nadzwyczajnym. W 1889 r. francuzi z okazji organizowanej w Paryżu wystawy światowej postawili do niczego nie podobną budowlę….znaną do dziś jako wieża Eiffla. Z koleji amerykanie chcący cztery lata później zapaść w pamięć światowej publiczności, również postarali się o wynalazek, który w 1893 r. w Chicago wywołał wielkie zdziwienie….Ferris Wheel, czyli koło inż. Ferrisa, znane po dziś dzień jako koło młyńskie. Wracamy do Polski, która 11 lat po odzyskaniu niepodległości organizuje również bardzo prestiżową międzynarodową wystawę krajową w Poznaniu.
No i na 100 wagonach – jak pisze „Echo Powszechnej Wystawy Krajowej, nr. 3 (marzec 1929), Dział atrakcyj i imprez sportowych – przyjeżdża do Poznania kolejka, która śmiało mogłaby konkurować z amerykańskimi rollercoasterami. Jej tor miał 2 kilometry długości, co jest długością oszałamiającą nawet jak na dzisiejsze standardy.
W przypadku kolejki swojsko nazywanej także „kolejką tatrzańską“ redaktorzy Echa piszą następująco: W wagonikach „kolejki górskiej“ przeżywać będzie można emocje zawrotnej jazdy na trudnych do pokonania krzywiznach, pochyłościach i wzniesieniach drogowych.
Wraz z kolejką przyjechały inne atrakcje, które zajęły powierzchnię ponad 30.000 metrów kwadratowych. Drugą główną atrakcją była „Kaskada Wodna“ czyli wielki ślizg do wody. Wydaje się znajomy? Tak, zasada atrakcji jest bardzo podobna do „Wielkiego ześlizgu“ z Śląskiego Wesołego Miasteczka. Echo pisze: że pozwoli ona, z wysokiego wzniesienia błyskawicznie stoczyć się w łodzi na otwarte wody stawu.
Co mogło cieszyć się ogromną popularnością, to szereg atrakcji związanych z dobrem luksusowym, dostępnym wówczas tylko dla najbogatszych – samochodami. O tych atrakcjach mówią dwa wpisy: Na torze samochodowym udostępniona będzie każdemu przejażdżka oryginalnym dwuosobowym autem, którym bez najmniejszej znajomości szoferki będzie można samodzielnie kierować oraz Dla dzieci zainstalowany jest autodrom z samochodzikami małych rozmiarów, pędzonymi bateryją elektryczną i zaopatrzonymi w zderzaki. Czasopismo zachwalało również: Tor Saneczkowy, Koło Śmiechu, Latające Fotele czy Dzikiego Osła: wózek ozdobiony na przedzie oślim łbem, w którym znajdzie pomieszczenie 6 osób, przybierając zgoła niespodziewane pozycje, sprawiać będzie wrażenie rozbrykanego osła. Wraz z lunaparkiem na wystawę przyjechała gastronomia, która była paszteciarnią. Wstęp do wesołego miasteczka kosztował złotówkę.
Tak więc. Mamy tu dwie ciekawostki. Po pierwsze lunapark przyjechał wagonami, można więc mniemać, że z Niemiec. Wynika z tego, że tradycja niemieckiego karuzelnictwa w Polsce jest o wiele starsza niż 25 lat. Druga rzecz, to pierwsze próby tematyzacji obiektu, bowiem symbolem lunaparku był Pan Twardowski siedzący na księżycu. Goście latając samolotami czy korzystając z kolejki, mogli naprawdę poczuć się, że dotykają księżyca.
Tą informację znaleźliśmy na wykopie.pl